Igliczna i Czarna Góra

Piątego dnia naszego pobytu w Międzygórzu postanowiliśmy wybrać się na Czarną Górę. Jednak, aby to nie była za krótka trasa, to postanowiliśmy ją ubogacić o zdobycie szczytu Iglicznej. Wyruszyliśmy więc z naszej Watry i skierowaliśmy się do centrum miejscowości w poszukiwaniu zielonego szlaku. Początkowo podążał on główną drogą prowadzącą do Międzygórza, potem jednak nagle skręcił w prawo. Szybko przeszliśmy przez niewielką łąkę i znaleźliśmy się na skraju lasu, skąd było już widać międzygórską zaporę.

Igliczna z Międzygórza

Zapora wodna w Międzygórzu
Na początku nie wiedzieliśmy czy można przez nią przejść, bo widniały tam tablice o wstępie wzbronionym. Zszedłem więc schodami na dół, aż do mostku w poszukiwaniu zielonego szlaku, ale go tam nie odnalazłem. Wróciłem więc na górę i przeszliśmy po jej koronie. Na drugim jej końcu odnalazł się zielony szlak, który od tej chwili zrobił się bardzo stromy. 🙂 Z tym, że my lubimy strome szlaki, więc tylko to przyspieszyło zdobycie Iglicznej.
Na szczycie było sanktuarium i prywatne schronisko, które odwiedziliśmy. Po wypiciu herbaty i kawy ruszyliśmy w dalszą trasę, która o dziwo prowadziła drogą wybrukowaną, a potem nawet asfaltową. Nie trwało to jednak długo, bo na niewielkim skrzyżowaniu nasz szlak skręcał lekko w prawo, przy czym wygodna droga prowadziła w drugą stronę.

Sanktuarium Matki Bożej Przyczyny Naszej Radości na Górze Iglicznej
Teraz szlak prowadził przerzedzonymi lasami, polanami, na których nie było za wiele śniegu, co nie znaczy, że nie było ślisko. 🙂 Najbardziej ślisko w tym rejonie było chyba podczas wdrapywania się na Lesieniec, który był zbudowany z ciekawych skałek.

Szlak w kierunku Czarnej Góry

Zamglony las

Pokonujemy śliski Lesieniec
Po dotarciu do tej krzyżówki zastanawialiśmy się przez chwilę, którym szlakiem dalej iść. Czy kontynuować wędrówkę szlakiem zielonym i przez Jaworową Kopę zdobywać Czarną Górę, czy może robić to od strony Przełęczy Puchaczówka. Wygrała ta druga opcja i zmieniliśmy kolor szlaku na niebieski.
Maszerując w stronę przełęczy dało się słyszeć dwa dziwne dźwięki, które bardzo przypominały odgłosy burzy. Na domiar złego od razu pomyślałem o burzy, bo poprzedniego wieczora zerkając na pogodę na meteo.pl widziałem te niepokojące kółka. 🙂 Poza tymi dwoma pojedynczymi dźwiękami nic się ponadto nie wydarzyło, więc chyba to nie była jednak burza. 😉

Krzyżówka szlaku zielonego z niebieskim

W drodze na Przełęcz Puchaczówkę
Po zdobyciu Przełęczy Puchaczówka zajrzeliśmy na chwilę do wiatki znajdującej się tuż poniżej drogi wojewódzkiej 392 prowadzącej z Bystrzycy Kłodzkiej do Żelazna. Po paru kubkach herbaty ruszyliśmy zielonym szlakiem w kierunku szczytu Czarnej Góry. Szlak był nawet dosyć stromy, bo do pokonania było ponad 300 metrów różnicy wysokości.

Droga na Przełęczy Puchaczówka

Wspinaczka na Czarną Górę

Było trochę stromo
Po zdobyciu szczytu wyszliśmy na wieżę widokową, która się tam znajdowała. Niestety nic z niej nie było widać, ale nie spodziewaliśmy się, że cokolwiek z niej zobaczymy. 🙂 Gdy z niej zeszliśmy ponownie napiliśmy się herbaty i ruszyliśmy w dół. Na górze trochę dmuchało, więc zrobiło nam się trochę zimno. Ale tylko na chwilę, bo zejście z Czarnej Góry wcale nie było takie łatwe. 🙂

Widoki z wieży na Czarnej Górze

Wieża widokowa na Czarnej Górze
Poniższe zdjęcie przedstawia główne zejście ze szczytu Czarnej Góry. Było one praktycznie całkowicie zalodzone, nawet Asia w swoich raczkach miała problem z utrzymaniem równowagi. Na szczęście przez las, deptając niekiedy po borowinach zeszliśmy jakoś z tej lodowej góry. Po przejściu Jaworowej Kopy natrafiliśmy na drogę i nie będąc pewni gdzie prowadzi nasz szlak, wędrowaliśmy przez chwilę wzdłuż niej.

Wielkie głazy na zboczu Czarnej Góry
Wkrótce dotarliśmy do naszej krzyżówki, na której już tego dnia byliśmy. Schodząc kawałek od niej niebieskim szlakiem natrafiliśmy na duże polany, przy których już znajdowały się międzygórskie domostwa. Stamtąd było już blisko do centrum miejscowości i do Wilczego Dołu, w którym raczyliśmy się najlepszą pizzą jaką kiedykolwiek jedliśmy. 🙂

Zejście do Międzygórza