Hala Izerska i Bukovec
Na zakończenie naszego pobytu w Szklarskiej Porębie Asia przygotowała jeszcze jedną wycieczkę po Górach Izerskich. Z racji faktu, że poprzedniego dnia już jakąś część ich odwiedziliśmy, teraz wybór padł na Halę Izerską i jej bliskie okolice.
Ogólnie plan wycieczki był następujący: Szklarska Poręba Jakuszyce – Rozdroże pod Działem Izerskim – Stacja Turystyczna Orle – Bukovec – Stacja Turystyczna Orle – Hala Izerska – Chatka Górzystów – Rozdroże Pod Cichą Równią – Szklarska Poręba Jakuszyce.
Trasa miała liczyć około 25 kilometrów, więc mieściła się w grupie średnich tras turystycznych. Było to jednak w sam raz po dwóch dniach intensywnego chodzenia po Karkonoszach i Izerach.
Do Jakuszyc zamierzaliśmy z centrum Szklarskiej Poręby dojechać czeskim pociągiem, który obsługiwał połączenie kolejowe pomiędzy Szklarską Porębą a Libercem. Tak więc około godziny 8:30 wyruszyliśmy nim ze stacji Szklarska Poręba Górna i już po 15 minutach jazdy byliśmy w Jakuszycach – najwyżej położonej dzielnicy tego miasta.
Jakuszyce są najbardziej znane z biegów narciarskich – to tutaj mieści się popularny ośrodek narciarstwa biegowego w naszym kraju. Na Polanie Jakuszyckiej odbywają się liczne imprezy sportowe o zasięgu międzynarodowym jak np. Bieg Piastów czy Puchar Świata.
My jednak tutaj nie przyjechaliśmy biegać na nartach tylko chodzić po górach. A po Górach Izerskich można konkretnie pochodzić. Może nie są one za wysokie i chodzenie po nich nie jest wyczynowe, ale robienie większych pętli dostarcza i tak dużo kilometrów. Nie inaczej było i tym razem…
O godzinie 8:45 pożegnaliśmy odjeżdżający pociąg w kierunku Harrachova i ruszyliśmy wzdłuż torów. Czekał nas około 750 metrowy prosty odcinek drogi koło linii kolejowej nr 311, podczas przejścia którego mijaliśmy Ośrodek Narciarstwa Biegowego „Jakuszyce”. Akurat były tam prowadzone jakieś prace budowlane, bo było głośno i przemieszczały się tam przeróżne pojazdy.
Pomimo że, z pociągu w Jakuszycach wysiadło dużo ludzi to wszyscy dziwnym trafem skręcili na czerwony szlak, który zaraz koło stacji skręcał na prawo. My naszą wycieczkę chcieliśmy rozpocząć od szlaku żółtego i tak też się stało.
Wkrótce dotarliśmy do asfaltowej, ale ustronnej drogi znakowanej na żółto, która doprowadziła nas do Rozdroża pod Działem Izerskim. Idąc nią na tym odcinku co najmniej raz usłyszeliśmy kolejny z przejeżdżających pociągów, ponieważ tory kolejowe położone są w bliskiej odległości od tego żółtego szlaku.
Około godziny 9:40 osiągnęliśmy rozdroże, na którym znajdowała się ciekawa wiatka porośnięta trawą. Jej widok nie był dla nas szokiem, gdyż dzień wcześniej widzieliśmy coś podobnego pod Wysoką Kopą, ale ta była jakaś taka czystsza i ładniejsza. Miałem nawet okazję wypróbować platformę do spania i się na niej położyłem. 🙂
Nie jestem ekspertem od wiatek turystycznych, ale te bardzo mi się spodobały i chciałbym, aby takie były we wszystkich górach. Dużo miejsca, dwie solidne platformy do spania, stoły i ławki do siedzenia, a wszystko ładnie obudowane, dzięki czemu można się schronić przez wiatrem i zacinającym deszczem. Oprócz tego ekologiczne pokrycie dachu w postaci trawy, trochę jak na domach w Norwegii.
Kolejne 1,8 km wędrowaliśmy spokojną drogą asfaltową prowadzącą przez przyjemny iglasty las, którą co jakiś czas przejeżdżały niewielkie grupy rowerzystów. Około półgodzinne wędrowanie zakończyliśmy przy Stacji Turystycznej Orle, gdzie zrobiliśmy sobie krótki postój.
O godzinie 10:10 zmierzaliśmy już w stronę granicy polsko-czeskiej Jizerka/Orle. Jednak zanim tam doszliśmy to przechodziliśmy koło potężnych skał Granicznika, które zrobiły na nas duże wrażenie. Zniszczony most na Izerze zastępowała wygodna kładka, którą śmiało przekroczyliśmy granicę. W pobliżu rzeki było dużo turystów, głównie po jej czeskiej stronie.
Naszym celem był Bukovec – szczyt położony bardzo blisko naszej granicy, którego wysokość nieznacznie przekracza 1000 metrów (dokładnie ma 1005 m. n.p.m.). Po przekroczeniu Izery musieliśmy jeszcze przejść przez niewielki mostek na Izerce. Potem należało uważać, aby nie zgubić się w gęstwinie szlaków, które po swojej stronie mają Czesi. 🙂
My kierowaliśmy się w kierunku węzła szlakowego Pralouka, na którym odbiliśmy na żółty szlak obchodzący szczyt Bukovca, by następnie po około 250 metrach finalnie skręcić na zieloną ścieżkę prowadzącą na szczyt. Było to wszystko trochę zakręcone, ale na szczęście się nie pogubiliśmy.
Zielony szlak na Bukovec był trochę stromy, ale na większej długości prowadził po półnaturalnych schodach – więc wychodziło się tam bardzo komfortowo. Około 20 minut zajęło nam zdobywanie tej góry od węzła Pralouka. Na szczycie było sporo ludzi a i panorama z niego była mocno ograniczona, ale Jeszczed rozpoznałem.
5 minut później już schodziliśmy z grupą innych turystów w stronę Jizerki (tym razem nie rzeki, a miejscowości). Jednak do niej nie doszliśmy, tylko za pomocą szlaków żółtego i czerwonego ponownie znaleźliśmy się na rozdrożach Pralouka.
Nie wiem czy to szybko ogarnęliśmy czy nie, ale o 12:30 byliśmy znów przy Orle i tym razem zamierzaliśmy odpoczywać tam nieco dłużej przy kawce. Ludzi przy schronisku było już dużo, ale jakoś dobiliśmy się do bufetu i nawet znaleźliśmy wygodne miejsce do odpoczynku.
Pół godziny później byliśmy już w drodze w kierunku Hali Izerskiej, która oddalona była od schroniska Orle o niecałe 5 km. Nie było więc do niej daleko, ale z racji że było bardzo ciepło i słońce mocno operowało na niebie, szło się nam trochę ciężko i mało komfortowo.
Na szczęście w pobliżu płynęła Izera i w pewnym momencie skręciliśmy nad nią, by się przez chwilę zrelaksować nad tą piękną rzeką i trochę ochłodzić. To było dobre posunięcie, ponieważ chwilę później szlak nas poprowadził przez rozległe łąki, na których nie było nawet metra cienia. Wracając jeszcze do Izery, to zarówno ona, jak i jej dopływy mają bardzo ciekawy czerwonawy kolor co oczywiście dodaje im uroku.
W kilka minut po opuszczeniu polskiego brzegu Izery dotarliśmy na Kobylą Łąkę. Jest to kolejne z miejsc, w którym następuje mocniejsze wylesienie, na trasie od Polany Jakuszyckiej do Polany Izerskiej. Tutaj też Izera wypływa z lasu, by pokazać swoje piękne oblicze i skusić ludzi do zanurzenia się w jej wodach. Kobyla Łąka jest często mylona z pobliską Izerską Łąką (Hala Izerska) co mnie akurat nie dziwi, ponieważ z nią sąsiaduje. Pomimo iż miejsca te różnią się wielkością i rozdziela je od siebie pasmo lasu i kosodrzewiny to łatwo można pomylić te miejsca.
Około 14:10 weszliśmy na teren Izerskiej Łąki – niezwykle wielki, odkryty teren gdzie rosło bardzo mało drzew, które mogłyby nam dać ratujący nas cień. Niestety było ich jak na lekarstwo i przez kolejne ponad 20 minut musieliśmy walczyć z upalnym słońcem. Byli i tacy, którzy moczyli się w Jagnięcym Potoku, którego przecinaliśmy mniej więcej w połowie łąki.
Około godziny 14:30 znaleźliśmy się przy Chatce Górzystów, ale było tam tak tłoczno, że ledwo znaleźliśmy kawałek cienia pod drzewem i płotem. Chłodziliśmy się tam około 20 minut, a następnie podążaliśmy dalej żółtym szlakiem (przy którym było schronisko), który zmierzał ma Rozdroże Izerskie przez Rozdroże pod Kopą. Na tym drugim byliśmy poprzedniego dnia i nie zależało nam by odwiedzać to miejsce kolejny raz.
Chcieliśmy wykorzystać żółtą ścieżkę tylko na długości jednego kilometra, tak by dotrzeć do trasy rowerowej nr 8. Jak postanowiliśmy tak uczyniliśmy i o 15:30 byliśmy na niebieskim szlaku, który miał nas zaprowadzić na Rozdroże pod Cichą Równią.
Szlak niebieski, którym szliśmy do Rozdroża pod Cichą Równią był bardzo ładnie położony, głównie na drewnianych podestach, pośród drzew gdzie często przebijało się słońce tworząc niesamowitą kolorystykę otoczenia. Pod południowymi zboczami Złotych Jam przechodziliśmy koło pozostałości po dawnych wyrobiskach złota o czym informowała stosowna kamienna tablica „Wyrobiska złotodajnego kwarcu z XIII-XV w.”. Pomimo iż, szliśmy głównie w cieniu, to i tak odcinek dał mi się trochę we znaki, bo prowadził lekko pod górę, a ja już byłem tego dnia solidnie przegrzany.
Na szczęście byliśmy już blisko końca – właściwie zostało nam jedynie zejście do stacji w Jakuszycach i powrót do centrum miejscowości. Przynajmniej takie były założenia, ale jak to często z planami bywa te często ulegają szybkim modyfikacjom. 🙂
Od Rozdroża do Jakuszyc szlakiem jest teoretycznie 45 minut. Szlak prowadzi przez około 200 metrów wygodną drogą, by potem nagle odbić w prawo. Tyle, że nam się już nie chciało skręcać w las tylko woleliśmy schodzić wygodną asfaltową drogą. Może właśnie stąd wzięło się to, że zeszliśmy na dół w pół godziny – co niestety jeszcze pogorszyło sprawę, bo do powrotnego pociągu mieliśmy teraz półtorej godziny czasu oczekiwania.
Było to dla nas zdecydowanie za dużo i spróbowaliśmy jakoś inaczej dostać się do centrum Szklarskiej Poręby. Droga którą schodziliśmy wychodziła na krajową „trójkę”. W pobliżu była stacja benzynowa „Müller” i to na niej zakupiliśmy odpowiednie produkty chłodzące (lody). Potem usiedliśmy w cieniu jaki rzucała stacjowa tablica i zastanawialiśmy się co robić dalej. Na koniec mógłbym jeszcze nadmienić, że chwilę przed dojściem do krajówki na naszych oczach przejechał autobus do Jeleniej Góry, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. 🙂
W końcu Asia stwierdziła, że pójdziemy wzdłuż głównej drogi w kierunku centrum miejscowości. Po 1,7 km mieliśmy odbić na prawo pod górę – to tam odchodził od drogi stary szlak na Halę Szrenicką. To był jej szybki plan, by znaleźć rozwiązanie z tej sytuacji.
Szczerze myślałem, że będzie się gorzej szło wzdłuż tej drogi, ale w sumie było spoko. Nie był tam jakiś wielki ruch, raz na jakiś czas przejechał tir i wtedy trzeba było się mocniej przytulić do barierki. 🙂 1,7 km minęło bardzo szybko i nawet przez myśl mi przeszło, że mógłbym tą drogą iść do celu…
Ale jednak odbiliśmy… na początku było miło i przyjemnie choć trochę pod górę. Droga szeroka niczym w Izerach, a to były już Karkonosze, na dodatek „na lewo”. Tyle dobrze, że to nie był park narodowy, którego granice są na wysokości Kamieńczyka, bo jeszcze byśmy jakąś karkonoską pokutą dostali. 🙂
Około 300 metrów przeszliśmy naszą nową drogą, gdy natrafiliśmy na szeroki pas trawy, który wyglądał jak stok narciarki. Gdy spoglądaliśmy w górę widzieliśmy ciekawe formacje skalne (Skałki pod Babińcem). Gdybyśmy nie mieli w nogach tyle kilometrów to pewnie byśmy je zwiedzili, ale w tym stanie to był kiepski pomysł – w końcu trzeba sobie coś zostawić na później czyli na kolejną wizytę w Karkonoszach.
Po 20 minutach marszu nasza super droga uległa lekkiemu pogorszeniu i były miejsca gdzie musieliśmy się przeciskać pomiędzy zwalonymi drzewami. Co ciekawe na drzewach od czasu do czasu można było spotkać stare, trochę zamazane oznaczenia szlakowe, więc rzeczywiście tędy kiedyś prowadził zielony szlak.
Asia kierując się aplikacją mapy.cz liczyła, że w pewnym momencie dojdziemy do ścieżki, która zaprowadzi nas w okolice Rozdroża pod Kamieńczykiem, ale się trochę przeliczyła. Dawna droga wyglądała teraz na małą, leśną ścieżynkę do tego zaczęły pojawiać się powalone drzewa, więc było trochę zabawy, ale jakoś daliśmy radę. 🙂
Po niecałej godzinie od wyruszenia z krajówki na stary szlak doszliśmy wreszcie do konkretnej drogi prowadzącej w dół i dającej nadzieję na rychłe zejście do cywilizacji. W końcu zeszliśmy do rowerowej „piątki” i „trójki” i z ich pomocą osiągnęliśmy Rozdroże pod Kamieńczykiem. Następnie przy pomocy czarnego szlaku zeszliśmy w okolice Skałek Marianek. Tam wpadliśmy do pierwszego, lepszego miejsca z jedzeniem, by coś wreszcie konkretnego zjeść. Jak na obiad było już może trochę późno (19:40), ale kebab wszedł jak złoto. 🙂