Dolina 7 Jezior Rilskich
Tego dnia obudził nas po godzinie 6 rano mocno zacinający deszcz. To była nasza pierwsza i ostatnia noc w Samokovie, podczas której spaliśmy przy otwartym balkonie. Tuż obok Hotelu Arena płynie Iskar, który pięknie szumi, ale w nocy kiedy jest totalnie cicho ten jego szum jest ciężki do zniesienia. Wracając do pogody, to ta mało zachęcała do wyjścia z hotelu, a co dopiero do wędrowania po górach. Opad był mocno, przypominał trochę wieloskalowy opad burzowy, ale żadnych odgłosów burzy nie było słychać.
Dzisiejszego dnia wg planu mieliśmy pojechać do ośrodka Panicziszte, by stamtąd za pomocą wyciągu udać się do Doliny Siedmiu Jezior Rilskich. Wycieczka nie wyglądała na za długą, bo wg naszych szacunków miała liczyć zaledwie ok 12 km, ale w sumie to nawet dobrze się składało, bo po takich dwóch solidnych górskich wyprawach świeżość w grupie trochę spadła.
Tego dnia po szybkim śniadaniu wyjechaliśmy spod hotelu około godziny 7:45. Do przejechania mieliśmy ponad 40 km, z czego około 12 wiodło krętą i dosyć wąską górską drogą. Było ona bardziej widowiskowa od tej, którą dwukrotnie podjeżdżaliśmy pod kemping Banderitsa w Pirynie.
Gdy wyszliśmy z autokaru musieliśmy podejść jeszcze około 500 metrów pod wyciąg krzesełkowy, który miał nas wywieźć prawie na wysokość 2100 m. n.p.m. Tuż po godzinie 9 cała nasza grupa wyjechała już do góry i znalazła się tuż przy hotelu górskim. Rilski Ezera, bo tak nazywa się ten duży obiekt turystyczny wygląda całkiem znośnie w porównaniu do pozostałych schronisk, w których dane nam było odwiedzić i posiada ok. 90 miejsc noclegowych.
Jednak tego dnia to schronisko stanowiło tak naprawdę punkt początkowy i końcowy naszej wycieczki. Rano po wyjechaniu w to miejsce wyciągiem, to miejsce robiło za zbiórkę, przed dalszą pieszą trasą. A w tą ruszyliśmy praktycznie od razu, kiedy wszyscy uczestnicy zjawili się pod hotelem.
Na rozgrzewkę mieliśmy już ponad 200 metrowe podejście na próg przy którym znajdowało się jezioro Nerka. Szlak prowadził skrajem szerokiego grzbietu, którym to poprowadzony był wyciąg narciarski. Kawałek dalej po lewej stronie naszej drogi zaczęły pojawiać się drewniane barierki, który nie tyle co chroniły przed niebezpiecznym urwiskiem, a bardziej chroniły trawę przez zadeptywaniem. Muszę szczerze przyznać, że parę osób, w tym i my je przekroczyliśmy, by ze skraju urwiska porobić ciekawsze zdjęcia jeziorom w dolinie.
Pogoda jak na razie była zaskakująco dobra – w co nie mogliśmy do końca uwierzyć po porannej ulewnej pobudce. Około pół godziny od wyruszenia spod hotelu Rilski Ezera dotarliśmy do obszernego wyrównania terenu – to właśnie tutaj pod północnymi rylskimi graniami znajdowała się wspomniana wcześniej Nerka w pobliżu której pasły się konie.
Chwilę później dotarliśmy do jej południowych brzegów, które to były pilnowane przez ludzi w kamizelkach – gdy tylko ktoś próbował zbliżać się do wód Nerki, Ci ludzie podchodzili i prawili jakieś tam kazania – ja tylko podszedłem raz na chwilę, by przemyć sobie ręce, po zjedzeniu jabłka i miałem szczęście, bo nikt mnie nie ochrzanił 🙂
Po krótkiej przejeziornej przerwie wyruszyliśmy na kolejny próg doliny, na którym znajdowało się kolejne jezioro rilskie – Oko. Jednak aby się przy nim znaleźć musieliśmy wcześniej pokonać około 130 metrów różnicy wysokości. Ponadto ścieżka na kolejny pułap doliny prowadziła licznymi serpentynami obok ciekawych wodospadów utworzonych na wodzie spływającej z jeziora. Z podejścia bardzo ładnie prezentowały się inne jeziora, m.in. Nerka, Bliźniak, Rybne.
Za dwadzieścia jedenasta znaleźliśmy się przy Oku, znad którego roztaczał się ciekawy widok na nasz główny tego dnia cel czyli Otowiszki Wrych. Znad jeziora prowadził nań niebieski szlak, jednak wg naszego planu my mieliśmy nim podążać dopiero w drodze powrotnej. Teraz w planach mieliśmy wspinaczkę w kierunku przełęczy Razdeła, która to wznosi się na wysokości ponad 2600 m. n.p.m.
Po drodze mieliśmy zamiar jeszcze wstąpić na ciekawy punkt widokowy, który znajduję się tylko 40 metrów poniżej przełęczy. Wspinaczka na niego nie była łatwa, bo znów mieliśmy do pokonania prawie 100 metrów w pionie. Ale warto było tam się znaleźć, bo trasa wiodła miłą i szeroką ścieżką z drewnianymi barierkami, z której bardzo dostojnie wyglądało Oko i Otowiszki Wrych.
Na widokowym szczycie również były barierki, które akurat tutaj były wskazane, bo z tego miejsca można było zlecieć do niższego piętra doliny. Był to też dobry punkt obserwacyjny – było z niego widać większość jezior. Jego położenie również jest ciekawe, ponieważ znajduję się on pomiędzy jeziorami Oko i Bliźniaki, a Łzą która otacza go od południowej strony.
Ogólnie to do przełęczy Razdeła pozostało nam już tylko około kilometra marszu w tym 40 metrów przewyższenia, więc można było założyć że zdobycie grani tego dnia jest już na wyciągnięcia ręki. Po obejściu Łzy od wschodu przystąpiliśmy to średnio nachylonego podejścia pod przełęcz. Przewodnik Marek jednak podczas zbliżania się do siodła, odbił nieco na prawo, by od razu nie tracąc wysokości osiągnąć grań.
Możliwe że zrobił to też by zaoszczędzić czas, bo pomimo iż godzina była wczesna, to już pogoda nie była taka dobra, jak z rana przy hotelu górskim. Na niebie pojawiło się zdecydowanie więcej chmur i to tych w lecie najbardziej niepotrzebnych – burzowych. Co prawda do Otowiszki’ego Wrych’u pozostało nam mniej niż dwa kilometry, ale przed nami było jeszcze miejsce, z którego było widać wszystkie 7 Jezior Rylskich.
Tam też mieliśmy chwilę przerwy, by je dobrze obfotografować. Kiedy chwilę później ruszyliśmy tuż za naszymi plecami usłyszeliśmy potężny grzmot. Nie wiem gdzie dokładnie uderzył piorun, ale było to dosyć blisko. Od tego momentu nasz marsz nabrał żywszego tempa, tym bardziej że chcieliśmy się jak najszybciej oddalić od centrum burzy.
Idąc w stronę naszego głównego celu (Otowiszki Wrych) wędrowaliśmy po bardzo równym grzbiecie, z którego na obydwie strony roztaczały się bardzo obszerne widoki. Z jednej strony było to Dolina 7 Jezior Rylskich, a z drugiej dolina, która przypominała trawiasty płaskowyż, na którym pasła się duża ilość koni.
Pół godziny później byliśmy tuż pod naszym celem, ale niestety w tym miejscu przewodnik zadecydował, że już nie wychodzimy na Otowiszki Wrych tylko schodzimy w tym miejscu w dół do doliny. Z jednej strony rozumiem go, że nie chciał ryzykować zdobywania szczytu, kiedy gdzieś w okolicy jest burza, ale z drugiej to potężne walnięcie pioruna było przeszło pół godziny temu i potem już nic nie było podejrzanego słychać. Także trochę byliśmy to decyzją zniesmaczeni. Najlepszy był jednak nasz kolega Grzegorz (którego jeszcze wtedy nie znaliśmy), bo on nie zważając na ostrzeżenia i zniechęcenia ze strony zamykającego naszą grupę – Marcina „zamkowego” i tak poszedł na tą górę. Nie ukrywam, jak bardzo żałowaliśmy że nie postąpiliśmy tak samo – ale jeszcze wtedy nie znaliśmy możliwości Grześka i jego „przygód” z różnymi przewodnikami . 🙂
Zejście z nieznanej przełęczy też było trochę wymagające, bo ścieżka była trochę krucha i stroma, ale za to prowadziła wygodnymi zawijasami co zawsze ułatwia schodzenie. Po 10 minutach byliśmy już na równym terenie, był z nami również Grzesiek, który spokojnie zdążył zdobyć szczyt i nas dogonić. Ogólnie to mieliśmy trochę pecha z tym piorunem, że akurat uderzył jak byliśmy na grani, gdyby to stało się teraz to nawet byśmy go za bardzo nie odczuli, a nasza najwyższa góra była by zdobyta – no ale cóż czasami tak właśnie jest w górach, że nigdy nie wiesz co się może w nich wydarzyć.
Teraz wędrowaliśmy niebieskim szlakiem w kierunku Oka – tym samym tego dnia obeszliśmy go ze wszystkich stron. Samo jezioro było dobrze widoczne kiedy przechodziliśmy ponad nim, ale wkoło było mnóstwo niskich chmur, które mocno ograniczały widoczność.
Następnie wykorzystaliśmy fragment szlaku pomiędzy jeziorami Oko i Nerka, którym już tego dnia szliśmy by odbić na drogę prowadzącą do schroniska Siedem Jezior. Idąc nim spotkaliśmy niewielką grupę mułów, które ochoczo pozowały do zdjęć. Co ciekawe kiedy robiliśmy im sesje foto, to wyszło piękne słońce.
Maszerując w stronę schroniska przechodziliśmy blisko trzech kolejnych jezior należących do tej doliny. Były to Bliźniak, Koniczynka i Rybne nad którym położony jest ten obiekt. Tuż po minięciu Bliźniaka przechodziliśmy koło ciekawego kamiennego budynku. Schron Rybaka – bo tak się nazywał, pełni obecnie rolę budynku parku narodowego Riły. Kiedyś podobno można w nim było wypożyczyć konie, by nimi jeździć po okolicznych górach.
Pół godziny później byliśmy już w schronisku Sedemte Ezera, które może nie wyglądało jakoś pięknie, ale najważniejsze rzeczy (piwo, kawa) można było tam nabyć – nam niewiele potrzeba do pełni szczęścia. 🙂
Przy schronisku mieliśmy dłuższą przerwę, bo w sumie nie było się już gdzie spieszyć. Do wyciągu zostało nam około 2 km marszu. Pogoda też nie budziła obaw, burze na szczęście odpuściły, pomimo iż wydawało się po chmurach, że ciągle krążą gdzieś w pobliżu. W sumie to bardzo dobrze, bo jakoś nie wyobrażam sobie zjeżdżać wyciągiem krzesełkowym podczas jednej z nich.
Na szczęście wszystko poszło sprawnie i już o godzinie 15:30 byliśmy na dole pod wyciągiem. Około 16 rozpoczęliśmy powrót do Samokova. To była ciekawa, ale trochę emocjonująca wycieczka i pomimo iż nie udało się zdobyć głównego celu, to i tak warto było zobaczyć Dolinę Siedmiu Jezior Rylskich na własne oczy. 🙂