Kľak
czyli wyprawa na ten mniej znany z Kľaków na Słowacji
Wielka Fatra należy to tych pasm górskich, które odwiedzamy zdecydowanie za rzadko. Więc kiedy nadarza się okazja by w nie pojechać to jestem bardzo szczęśliwy, bo lubię długie dystansy, na których nie spotyka się dużej ilości turystów.
W niedzielę 25 czerwca postanowiliśmy ponownie odwiedzić te tereny, bo od ostatniej wizyty minęło już blisko 4 lata. We wrześniu 2020 roku byliśmy na Rakytovie i od tego czasu Wielka Fatra nie była przez nas odwiedzana. Teraz jednak planowaliśmy wyjść na Kľaka od strony Kotliny Turczańskiej, a konkretnie z miejscowości Podhradie.
Wycieczkę rozpoczęliśmy około godziny 9 rano. Tuż pod urzędem gminy rozpoczynał się nasz niebieski szlak, który miał nas zaprowadzić na sam szczyt Kľaka. Wg tabliczkowych wskazań z tego miejsca do szczytu było 3:20 h. Rozpoczęliśmy więc ochoczo naszą trasą i już po pięciu minutach doszliśmy do dużo lepszego i większego parkingu, od tego na którym zostawiliśmy auto… nie wracaliśmy się jednak by go przeparkować. 🙂
Zabudowanie miejscowości szybko się skończyły i od razu znaleźliśmy się w Dolinie Głównej (sł. Hlavná dolina), którą mieliśmy wędrować przez blisko 3 km. Idąc wzdłuż rzeki (sł. Podhradský potok) natrafialiśmy na liczne miejsca rekreacyjne z ławeczkami – pewnie są one popularne wśród mieszkańców tych okolic.
W pobliżu miejsca nazwanego na mapie Tiesňavy, prístrešok w dolinie znajduję się sporej wielkości polana, od której odchodzi droga leśna, dzięki której można sobie nieco skrócić trasa podejściową (oszczędza się niecałe 600 metrów dystansu). Skrót jest mocniej nachylony od szlaku, ale prowadzi równie wygodną drogą jak tamten, więc wychodzi się tam bardzo sprawnie. Dzięki temu ominęliśmy jedną z głębokich serpentyn i wylądowaliśmy tuż przy drugiej.
Nasz szlak wiódł nas teraz wygodną drogą o łagodnym nachyleniu, która była na tyle szeroka, że mogłoby nią jeździć jakieś pojazdy. Prowadziła przez dosyć gęsty las, więc mogliśmy sobie trochę odpocząć od, coraz to bardziej dającego nam w kość, słońca. Na dystansie ponad 2 km podeszliśmy do góry jedynie 130 metrów. Ogólnie takie etapy wędrówki są bardzo przyjemne, ale fakt, że wolno nabiera się wysokości sprawia, że w pewnym momencie trzeba tą wysokość nadgonić. Tak było i tym wypadku. 🙂
Nadmienię tylko, że na odcinku (1,3 km) od miejsca oznaczonego na mapie jako Pod Javorím, prístrešok do Koškárovská lúka nadrobiliśmy w różnicy wysokości 366 metrów. Przyznam szczerze, że nawet taki wyciskacz, jak ja miał trochę problemów ze złapaniem oddechu. Asia natomiast była w pełni swojego sezonu biegowego i przez to nie widać było u niej zbytniego zmęczenia. 🙂
Na tej łące zrobiliśmy krótką przerwę i wkrótce dowiedzieliśmy się, że jednak nie idziemy tym szlakiem sami. Parka Słowaków szła, jak to oni, bardzo mocnym tempem, ale kiedy do nas dołączyli również zrobili sobie krótką przerwę. Jeśli chodzi o widoki, no te zaczęły się właśnie pojawiać w tym miejscu. Choć w zasadzie tylko od północy majaczyły w oddali szczyty Małej Fatry Krywańskiej.
Po około 20 minutowym odsapnięciu wyruszyliśmy na ostatni etap naszej wspinaczki na Kľaka. Na tym dystansie liczącym ok. 600 metrów mieliśmy do pokonania 210 metrów różnicy wysokości.
Mieliśmy jednak mocny czynnik motywujący, bo Słowacy też krótko po nas ruszyli, a my nie chcieliśmy się dać wyprzedzić – taka mini sportowa rywalizacja nie jest zła. 🙂
To co trochę hamowało oprócz samego zmęczenia to widoki, które z każdym metrem robiły się coraz bardziej wszechstronne. Już nie tylko było widać tą część Małej Fatry z Wielkim Krywaniem na czele, ale również tą z liderującą Wielką Łąką (sł. Veľká lúka) – Małą Fatrę Luczańską.
Kiedy pokonaliśmy górną cześć Koškárovskiej lúki zagłębiliśmy się w dziki, podszczytowy las, w którym to minęliśmy praktycznie niewidoczne skrzyżowanie szlakowe z Wielkofatrzańską Magistralą. 40 metrów dalej czekał na nas już wierzchołek Kľaka. Co najlepsze szczyt mieliśmy tylko dla siebie, bo nie było na nim żywej duszy. Wiedzieliśmy że za niedługo przybędą tu goniący nas Słowacy, ale dopóki jeszcze ich nie było mogliśmy się napawać wszechogarniającą ciszą i potęgą widokową.
Na północy poza wspomnianą wcześniej Małą Fatrą, było widać również północną część Wielkiej Fatry z takimi szczytami na czele: Chládkové, Nižná Lipová, Vyšné Rudno, Magura – czyli w sumie naszą trasę zejściową. Na wschodzie i południu dobrze widoczna była liptowska odnoga głównego grzbietu Wielkiej Fatry z taki szczytami jak: Šiprúňy, Smrekovice, Skalná Alpa, Rakytov, Minčol, Čierny kameň, Ploská, Borišov, Lysce. Na zachodzie z kolei dominowała Kotlina Turczańska i górująca nam nią Mała Fatra Luczańską.
Wapienne skały tworzące wierzchołek Kľaka dodają mu atrakcyjności w wyglądzie oraz nieco lufiastości szczególnie od strony południowej i zachodniej. Łażąc więc po tych wszystkich wapiennych formacjach trzeba trochę uważać, by nie zakończyć tutaj swojego żywota. Nie są to może wielkie przepaście, ale czasami nie trzeba daleko polecieć, by tak się stało. Asia jest jednak nieustraszona i wlazła na jedną z takich mini turniczek i zrobiła ptaszka. 🙂
Na szczycie spędziliśmy około pół godziny zanim ruszyliśmy czerwonym szlakiem w kierunku północnym. Poruszaliśmy się więc teraz Wielkofatrzańską Magistrala, która jednak w żadnym wypadku nie przypomina tej Tatrzańskiej. Ta występująca po południowej stronie Tatr jest w większości wyłożona wygodnymi kamieniami, szeroka i bardziej przypomina gościniec, aniżeli szlak. Jeśli zaś chodzi o tą którą obecnie wędrowaliśmy, to ta przypomina jakąś nielegalną ścieżkę w Tatrach.
Dodatkowo jest ona dosyć stroma i śliska, więc trzeba uważać by schodząc nią nie stracić zębów. Idąc nią przechodzi się przez kilka małych polanek z bujną roślinnością. Ogólnie mi się podobają takie szlaki, bo mało kto nimi chodzi, choć nie porusza się nimi za szybko. Może też dlatego na następny szczyt Chládkové dotarliśmy dopiero o godzinie 13 – czyli w około 45 minut. Jak na dystans 1,5 km to był to średnio-słaby czas, ale tam naprawdę było ślisko. 🙂
W drodze na Przełęcz Przysłop (sł. Sedlo Príslop) pokonywaliśmy jeszcze ciekawe formacje skalne przez które prowadził nasz czerwony szlak. Z kolei na przełęczy poza krótką przerwą podczas której zastanawialiśmy się którą opcją pójść dalej – czerwoną czy zieloną – to spotkaliśmy tam jeszcze małą żmiję zygzakowatą, która w przerażeniu po cichym syknięciu opuściła nasze otoczenie.
W końcu poszliśmy dalej czerwonym szlakiem pomimo iż już trochę nie chciało nam się podchodzić w stronę szczytu Príslopu i Nižnej Lipovej. Jednak zejście z Przysłopu zieloną drogą przechodzącą przez Wielką Dolinę była jeszcze gorszą opcją ponieważ musielibyśmy przez ponad 8 km iść leśną doliną, w której byśmy chyba zasnęli z nudów. 🙂
Tak więc teraz czekało nas większe podejście, które jednak w rzeczywistości nie było aż takie wymagające i szybko osiągnęliśmy zachodnie zbocza Przysłopu i Niżnej Lipowej, gdyż właśnie szlakowa magistrala omija główne wierzchołki tych szczytów. Mogłoby to być odbierane jako duży minus, bo nie można było w pełni legalnie zdobywać wierzchołków tych gór, ale z drugiej strony szlak prowadził bardzo widokowymi polanami, na których rosło mnóstwo poziomek. Bardzo dobrze było widać m.in. Kľaka na którym byliśmy ponad dwie godziny temu.
Na trasie od Przysłopa do Magury nie spotkaliśmy nikogo, poza jednym chłopakiem który przebywał na drugim z tych szczytów – tylko my, natura i poziomki. 🙂 Jedynym minusem było to, że trochę się na tej trasie usmażyliśmy od słońca – ale w górach nie można mieć wszystkiego naraz…
Na całym dystansie (ok. 3,4 km) od Przełęczy Przysłop do Magury nasz profil wysokościowy wskazał jedynie 166 metrów podejść i 53 m. zejść – więc ten etap był wyjątkowo spokojny jeśli chodzi o zmęczenie podejściowe.
Gorzej wyglądało zejście z Magury, bo ta liczy sobie 1059 m. n.p.m, a miejsce do którego musieliśmy zejść jest na wysokości 450 metrów. Te ponad 600 metrów różnicy wysokości mocno rozgrzało nasze kolana, ale na szczęście całkowicie nie odmówiły posłuszeństwa. I dobrze bo na tym zejściu wycieczka się jeszcze nie kończyła. Czekało nas jeszcze przejście z miejscowości, do której aktualnie zeszliśmy (Nolčovo) do Podhradia, w której to mieliśmy samochód. Nie było to jakoś strasznie daleko, bo około 3,5 km.
Ostatni etap naszej wycieczki pokonaliśmy w czysto rekreacyjnej atmosferze, wśród mijających nas licznie rowerzystów i rzadko widzianych tutaj przejeżdżających samochodów. O godzinie 16:30 doszliśmy do Urzędu Gminy w Podhradie i po chwili przerwy rozpoczęliśmy miłą podróż do domu. 🙂