Skrajna Nowoleśna Turnia
słow. Východná Slavkovská veža
Rozpoczęcie tegorocznego sezonu tatrzańskiego przypadło dopiero na dzień 16 sierpnia 2020 roku. Było to wyjątkowo późno, ale zważywszy na fakt, iż ten rok był inny niż wszystkie – z powodu pandemii koronawirusa i zamknięcia Słowacji – czuliśmy się lekko usprawiedliwieni. Przejechaliśmy tu dopiero poprzedniego dnia i mieliśmy całe 2 tygodnie na nadrobienie zaległości.
Naszą bazę wypadową mieliśmy w Jurgowie w Gościńcu nad Potokiem. Było to bardzo przyjemne miejsce z dużym parkingiem blisko centrum miejscowości. Niczego nam tam nie brakowało, tak samo jak w tej miejscowości. A wracając do niej to… Jurgów to niewielka wieś – sołectwo należące do gminy Bukowina Tatrzańska, przez którą przebiega droga krajowa nr 49 biegnąca z Nowego Targu na Słowację. Ogólnie to właśnie my stąd znaliśmy nazwę „Jurgów”, bo wielokrotnie przejeżdżaliśmy właśnie tą drogą. Od pierwszego dnia Jurgów nam bardzo przypadł do gustu, bo nie był tak wielki i tłoczny jak Zakopane, a nam szczególnie w tym roku zależało na spokoju.
Kolejnym plusem bazowania w Jurgowie był fakt, że bardzo blisko mieliśmy z niego na Słowację. Raptem 4 kilometry od naszego Gościńca znajdowała się już granica z naszym ulubionym sąsiadem. Znacząco skracało to czas podróżowania na początki słowackich szlaków, dzięki temu nie musieliśmy aż tak wcześnie wstawać i mogliśmy nieco dłużej pospać. Czas powrotu samochodem również był krótszy, bo nie musieliśmy toczyć się w zakopiańskich korkach.
W niedzielę już przed godziną 6 byliśmy w Starym Smokowcu. Tego dnia mieliśmy zagłębić się w Dolinę Staroleśną i zdobyć Skrajną Nowoleśną Turnię. Pierwotnie jeszcze po mojej głowie chodziła Drobna Turnia, ale wybrałem tą pierwszą. W życiu nie widziałem takiego pustego Smokowca. Aż dziwnie to wyglądało. 🙂 Jak widać pomysł, by wcześnie wstać okazał się dobry.
Rozpoczęliśmy powolne nacieranie na Hrebienok, który osiągnęliśmy po 30 minutach. Tutaj również było mało ludzi. Pogoda była idealna – było ciepło i pogodnie, choć na niebie już było sporo chmur. Bez pośpiechu dotarliśmy do najbliższego szlakowego węzła (tego skąd odchodzi niebieski szlak do Doliny Staroleśnej).
Pokonywaliśmy te szlaki już wiele razy, ale w ten niedzielny poranek dopiero można było ujrzeć piękno otaczających tatrzańskich grani. Im bardziej zagłębialiśmy się w dolinę tym coraz więcej ciekawszych szczytów ukazywało się na naszej drodze. Na początku dobrze widoczna była Łomnica i Pośrednia Grań, potem natomiast można było dostrzec Strzelecką Turnie, Jaworowe i Ostre Szczyty, a także nasz cel – Skrajną Nowoleśną Turnię.
Przejście doliną poszło nam całkiem sprawnie i tuż przed godziną 8 znaleźliśmy się przy mostku, od którego odchodzi ścieżka skrótowa w stronę Jaworowej Galerii. My jednak zamierzaliśmy iść jeszcze kawałek szlakiem, który akurat w tym miejscu prowadził ostro pod górę na kolejny próg Doliny Staroleśnej.
Po jego osiągnięciu dotarliśmy nad Warzęchowy Staw, znad którego miała się zaczynać właściwa droga podejściowa na Sławkowską Przełęcz. Prowadziła ona Nowoleśnym Filarem, a konkretnie trawiasto-kamienistym zboczem pomiędzy nim, a ostro wciętym żlebem opadającym ze Sławkowskiej Przełęczy.
Przed zejściem ze szlaku, w okolicy stawu urządziliśmy sobie krótką, około 15 minutową przerwę na jedzenie i picie. Następnie po ubraniu kasków rozpoczęliśmy powolne przebijanie się przez dosyć niestabilne podłoże w kierunku Nowoleśnej Kotliny.
Z początku jeszcze byliśmy na widoku ludzi, którzy podążali do Zbójnickiej Chaty, ale potem całkowicie zniknęliśmy z ich pola widzenia. Kierowaliśmy się w stronę przełęczy za pomocą kopczyków, które licznie występowały.
Początkowo szło się bardzo komfortowo, bo nie było za stromo. Dodatkowo za naszymi plecami malowały się piękne widoki z Łomnicą i Jaworowymi na czele. Gdy jednak nieco podeszliśmy wyżej i zbocze zaczęło się robić bardziej strome, to już trzeba było uważniej stawiać nogi.
Ogólnie trochę byłem zaskoczony tak dużą ilością traw na tym zboczu. Wydawało mi się, że tam jest więcej terenu skalnego. Na domiar złego trawki nie były idealnie suche, co tylko wzmacniało naszą czujność. W październiku 2019 roku pod Hawraniem mocno przekonaliśmy się jak na nich można pojechać. Tutaj na szczęście oprócz tego zielonego paskudztwa było jeszcze trochę kamieni i skałek, które zawsze są lepsze w przyczepności aniżeli trawy.
Miałem wrażenie, że na tym filarze są minimalne progi, które pokonywaliśmy zygzakami. Podczas przejście jednego z nich natrafiliśmy na całkiem pokaźne stadko kozic trochę zdziwionych naszą obecnością. Jednak kamziki za bardzo się nami nie przejmowały tylko dalej skubały sobie trawkę.
Niestety pogoda trochę się popsuła i z dołu doliny nadciągnęły wielkie chmury, które momentalnie przysłoniły wszelkie widoki. Przełęcz wydawała się już bardzo blisko, jednak potrzebowaliśmy jeszcze 15 minut by się na niej znaleźć.
Na końcowym podejściu Asia wybrała nieco inny wariant ode mnie, gdyż wychodziła ona bezpośrednio na przełęcz, ja natomiast trochę przetrawersowałem wschodnie zbocze Skrajnej Nowoleśnej Turni.
Asia po zdobyciu siodła poszła jeszcze w stronę Zadniej Sławkowskiej Czuby, ale wyszła tylko na pierwsze przewyższenie. Na przełęczy mieliśmy mini-przerwę fotograficzną. Od północnego wschodu widok był mocno przysłonięty chmurami, natomiast z drugiej strony (południowy-zachód) bardzo dobrze były widoczne Granaty Wielickie z Dwoistą Turnią na czele.
Ze Sławkowskiej Przełęczy nasz cel (Skrajna Nowoleśna Turnia) prezentował się na łatwy do zdobycia. Tak też było w rzeczywistości i po około 10 minutach świętowaliśmy osiągnięcie pierwszego tatrzańskiego szczytu w tym roku.
Z wierzchołka Skrajnej Nowoleśnej Turni okazale prezentowało się górne piętro Doliny Staroleśnej, a konkretnie jej zachodnia część (Dzika Kotlina, Pusta i Graniasta Kotlina). Z tej strony również pod względem szczytowym było ciekawie – od Łomnicy do Bradavicy. Z drugiej strony najdokładniej widoczne były Granaty Wielickie. Sławkowski Szczyt podobnie jak Gerlach praktycznie cały czas był w chmurach. Ale i tak było pięknie, czasami nawet zdjęcia z chmurami są lepsze, od takich „czystych”.
Po zdobyciu szczytu przeszedłem się jeszcze kawałek granią w kierunku Pośredniej Nowoleśnej Turni, by zobaczyć jak ten grzbiet wygląda dalej. Tam gdzie doszedłem nie natrafiłem na trudności, ale nie uszedłem za daleko (do Ciemnej Ławki dużo mi brakowało). Moglem za to z tej odległości zrobić Asi ciekawe zdjęcia. 🙂
Ponad pół godziny spędziliśmy na szczycie zanim rozpoczęliśmy zejście w kierunku Sławkowskiej Przełęczy. 6 minut później ponownie zawitaliśmy na Slavkovské sedlo. Intrygująco, choć nieco sypko wyglądał również żleb opadający z przełęczy do Doliny Sławkowskiej. My jednak nie zamierzaliśmy tam schodzić, a wracać tą samą drogą.
Początkowo nad Nowoleśną Kotliną, do której mieliśmy schodzić było tyle chmur, że niczego na dole nie było widać. Dopiero po chwili się przejaśniło i mogliśmy rozpocząć prawie 350-metrowe zejście. Od razu skierowaliśmy się w stronę luźnych kamieni, które może nie są komfortowe do wędrowania, ale i tak są dużo lepsze od trawek. 🙂
Szybko minęliśmy „kogucika” – charakterystyczną skałkę, która bardzo go przypominała. Na początku nie szło się źle, choć doświadczeni zeszłoroczną przygodą, i tak mocno uważaliśmy. Dopiero po 25 minutach dotarliśmy do lekkiego progu, na których robiło się nieco stromiej, a i było tam więcej traw.
W pewnym momencie podszedłem nawet w kierunku żlebu, by go ocenić, ale jakoś mnie nie przekonał. Kontynuowaliśmy zatem zejście wcześniej ustaloną drogą. Po pokonaniu trawiastych uskoków, po raz kolejny przeszliśmy koło stada kozic, które jak widać zatrzymały się tu na dłużej.
Chwilę potem znaleźliśmy się już w Nowoleśnej Kotlinie, z której imponująco wyglądało nasze zejściowe zbocze oraz zaliczony szczyt. Tutaj przez chwilę zrobiliśmy sobie sesję fotograficzną, której bohaterami oprócz nas były Skrajna Nowoleśna Turnia oraz Pośrednia Grań i Mały Lodowy Szczyt.
Teraz tylko zostało nam dotrzeć nad Warzęchowy Staw. Zrobiliśmy koło niego dłuższy postój, tym razem już na widoku. Niedaleko obok odpoczywała też dwójka innych turystów. Jak się potem okazało, czekali tylko na odpowiedni moment i przechodząc koło nas udali się w stronę Nowoleśnej Kotliny. Tempo mieli bardzo mocne, bo widzieliśmy jak szybko osiągnęli wspomnianą kotlinę i ruszyli Nowoleśnym Filarem w stronę Sławkowskiej Przełęczy. 🙂
Po 20 minutach ruszyliśmy szlakiem w stronę Hrebienoka. Po drodze zrobiłem jeszcze zdjęcia górnej części żlebu wyprowadzającego na Żółtą Ławkę w drodze na Drobną Turnię. Czy się to przydało, nie będę zdradzał…
Schodząc trafiliśmy jeszcze na akcję ratunkową HZS z udziałem śmigłowca. Przechodziliśmy koło poszkodowanej kobiety, którą ratownicy przygotowywali do podniebnej podróży helikopterem.
Pół godziny później dotarliśmy do Magistrali Tatrzańskiej, a chwilę potem do Hrebienoka. Dziwnie wcześnie, jak na nas, bo już około 14 wyjeżdżaliśmy ze Starego Smokowca. 🙂