Krzyżne – Skrajny Granat
Plan tego dnia zakładał wiele atrakcji. Musieliśmy dojechać do Zakopanego, potem dostać się do Kuźnic, następnie do Murowańca i na Krzyżne. Potem przejście wspomnianego fragmentu Orlej Perci, choć początkowo stacją końcową na tym szlaku miał być Zadni Granat, oraz powrót na kwaterę. Takie były plany… udało nam się je zrealizować niemalże w 100%.
Mimo, że było już późno to i tak musieliśmy swoje odstać na mostku, przed budką TPN przy wejściu do Doliny Jaworzynki. Tam daliśmy niezłego kopa i około godziny 11 byliśmy już przy Murowańcu.
Nie zatrzymywaliśmy się nawet przy schronisku a od razu ruszyliśmy żółtym szlakiem w kierunku przełęczy Krzyżne.
Dłuższy postój zrobiliśmy sobie w okolicach Czerwonego Stawu, by potem już nie przystawać przed osiągnięciem przełęczy.
Około godziny 14 zameldowaliśmy się na Krzyżnem i tam również nieco trochę odpoczywaliśmy, przed „daniem dnia”. 🙂
W końcu ruszyliśmy na Orlą Perć. Początkowo szlak prowadził łatwym trawersem, minęliśmy tak Kopę nad Krzyżnem oraz Turnię Ptak.
Później czekała nas pierwsza poważniejsza wspinaczka na wierzchołek Małej Buczynowej Turni. Po krótkiej graniówce powróciliśmy do trawersu, który kończył się pierwszym poważniejszym sprawdzianem.
Poniżej Buczynowej Przełęczy trawers biegnący do tej pory spokojnym zboczem, przechodzi w ostre zejście ubezpieczone całą masą łańcuchów. Ogólnie nie jest to jakiś szalenie niebezpieczny fragment, ale lepiej się mocno trzymać i uważać na luźne kamienie, których jest tam sporo. Żałowałem wówczas, że nie mieliśmy kasków na głowę.
Pech chciał, że przed nami znajdowała się dosyć duża grupa ludzi, która nieco tamowała ruch. Przez to przejście tego odcinka zajęło zbyt dużo czasu… już wtedy pomyśleliśmy o skróceniu trasy do Skrajnego Granatu.
Ostatecznie jednak udało nam się wyprzedzić tę grupę ludzi pod Wielką Buczynową Turnią i potem już trasa przebiegała znacznie szybciej.
Dla mnie najbardziej chyba niebezpiecznym lub takim budzącym grozę fragmentem tej części Orlej Perci, był ten oto trawers pod Buczynowymi Czubami. Mało miejsca, wyślizgane skały, a do tego mijanki… no szczerze mówiąc cieszyłem się jak to przeszliśmy, że mamy to już za sobą. 😉
Podejście na Pościel Jasińskiego było już chwilą wytchnienia, ale znów trzeba było uważać na ruchomą nawierzchnię szlaku. 🙂
Z okolic Pościeli ciekawie prezentowały się nasze najbliższe cele, choć teraz Skrajny a nie Zadni Granat stał się naszym celem ostatecznym. Wyjście z Pościeli Jasińskiego w kierunku Orlej Baszty poprzedza ciekawy kominek, w którym trzeba trochę uważać na głowę, bo skały są miejscami położone blisko przejścia i jest tam trochę ciasno.
Po zejściu z lekkiego trawersu Orlej Baszty doszliśmy do Orlej Przełączki Niżnej, a następnie północnym stokiem Wielkiej Orlej Turniczki dociągnęliśmy do drabinki, którą w pierwszej kolejności pokonała Asia. 😉
Po zejściu z ostatnich szczebli czekała nas jeszcze łańcuchowa wspinaczka na Granacką Przełęcz. Stamtąd już lajtowo na czubek Skrajnego Granatu.
Niestety trochę siadła widoczność i w pewnym momencie Żółta Turnia zniknęła nam z pola widzenia…
Za to na szczycie był taki o to ptaszek, który niczego sobie nie robił z brzydkiej pogody. 🙂
Po chwili odpoczynku, rozpoczęliśmy mozolne zejście żółtych szlakiem w kierunku Stawu Gąsienicowego.
Jeszcze pod sam koniec decydującego zejścia, były takie oto atrakcje i przejście nad niezłą lufą.
Na kwaterze byliśmy już po zmroku, ale jak na pierwszy dzień urlopu, to zrobiliśmy bardzo ciekawą trasę. 🙂