Krótka i Ostra
czyli wyprawa w bliskim otoczeniu Krywania
Wrzesień w tym roku był wyjątkowo ciepły i pogodny. Mimo tego, że dwa tygodnie wcześniej urlopowaliśmy się w Tatrach, to takiego ładnego czwartku nie mogliśmy sobie odpuścić. Choć wzięło się to również z tego, że mieliśmy już wcześniej zaplanowany wyjazd z Tomkiem, ale on się nagle rozchorował, a że my się już nastawiliśmy na Taterki, więc pojechaliśmy… 🙂
Wyjechaliśmy z Bielska o 5 rano, by około 8 znaleźć się na zatoczce parkingowej przy słowackiej Drodze Młodości (Tatranská cesta mládeže). Na początku do końca nie wiedzieliśmy czy na tej zatoczce można zostawić samochód, ale że nie było innego wyjścia, więc tak zrobiliśmy.
Już o tej 5 rano byłem jakiś taki zmęczony, ale gdy przyjechałem pod Tatry, byłem już mega wypompowany, a tu jeszcze trzeba było iść w góry. 🙂 Ruszyliśmy więc przed siebie niebieskim szlakiem w kierunku Wyżniego Podkrywańskiego Chodnika (Vyšný podkrivanský chodnik), który stanowi fragment Tatrzańskiej Magistrali (Tatranská magistrála). Celem naszej wyprawy była Krótka (Krátka) i Ostra (Ostrá) położone w bliskim sąsiedztwie Krywania (Kriváň).
Nie wiem ile uszliśmy, ale myślę, że nie było kilometra drogi za nami kiedy usłyszeliśmy pierwsze jęki niedźwiedzia. Na domiar złego odgłosy misia dochodziły ze strony w którą nieuchronnie zmierzaliśmy. Na początku wydawało nam się że jest blisko, ale potem w miarę zbliżania się w jego stronę, stwierdziliśmy że tak nie jest, a donośne ryki dochodzą z lasu w pobliżu wylotu z Doliny Furkotnej (Furkotská dolina).
Gdy więc znaleźliśmy się na Podkrywańskim Chodniku od razu ruszyliśmy w stronę Jamskiego Stawu (Jamské pleso). Do niego jednak nie doszliśmy, bo wcześniej na szlakowych rozstajach skierowaliśmy się już w stronę Krywania. Tam też spotkaliśmy pierwszych turystów, którzy odpoczywali sobie w przyszlakowej wiatce.
Od tego momentu, aż do osiągnięcia południowego zbocza Małego Krywania (Malý Kriváň) zastanawialiśmy się czy też może, próbowaliśmy znaleźć ścieżkę wiodącą na dno Doliny Ważeckiej (Važecká dolina). Jednak zanim się obejrzeliśmy to staliśmy już pod Małym Krywaniem, na wysokości gdzie kosówka się przerzedzała. Tam też zeszliśmy po nieco śliskiej trawie na dół, gdzie natrafiliśmy na ścieżkę, która wiła się wśród traw Doliny Ważeckiej. Podczas schodzenia zaliczyłem niekontrolowany zjazd na suchej trawie. Asia chciała początkowo trawersować wschodnie zbocza Małego Krywania, ale dosyć szybko zmieniła zdanie. Początkowo jego zbocza były trawiaste, ale potem pojawiły się na nim wymagające skałki, więc nie byłby to najłatwiejszy trawers w jej wykonaniu.
Wydawało nam się, że do Zielonego Stawu Ważeckiego (Zelené pleso Krivánske) nie ma daleko i za góra pół godzinki znajdziemy się nad jego brzegiem. Nic bardziej mylnego… byliśmy dopiero tam około 11:30. Wcześniej walczyliśmy z piargami, wantami i strumykami, które przecinały górną część Doliny Ważeckiej.
Nad stawem nie posiedzieliśmy zbyt długo, bo mieliśmy opóźnienie, a przed nami była jeszcze daleka droga do pokonania. Ruszyliśmy więc naprzód, początkowo okrążając staw ze wschodu. Przy jego północnym końcu spotkaliśmy kozice, które wędrowały sobie pomiędzy piargami. Następnie szukaliśmy dogodnego miejsca, w którym chcieliśmy przebić się przez stromy i nieco poszarpany fragment zbocza Krótkiej. To stanowiły płyty poprzecinane zielonymi mchami, w których było mało pewnych chwytów do wspinaczki. Mchy z kolei były śliskie i trzeba było uważać, by nie zjechać na dno doliny. Za naszymi plecami dochodziły do nas głosy ludzi wspinających się na Krywań.
W pewnym momencie Asia wybrała inną drogę na pokonanie nieciekawych płyt…. nieco wcześniej nabrała wysokości i potem trawersowała zbocze nieco bardziej płasko. Ja za to wymyśliłem, że pokonam płyty na wprost i przejdę takim kominkiem… był to średni pomysł, ale mnie się wtedy wydawało, że tak będzie łatwiej.
Żeby dojść do tych wyrw w skale, musiałem trawersować płaskie płyty, w którym mało było pewnych miejsc. Za to gdy już wszedłem do kominka, to stwierdziłem, że jest tam mega ślisko – nie dochodziły tam promienie słoneczne… Potem jeszcze doszedłem do takiego progu, w którym był tylko kilkucentymetrowy stopień i jeszcze trzeba było zmieniać nogi czyli stawać na niego nie tą nogą, którą normalnie by się na niego stawało. 🙂
W końcu sforsowałem tę przeszkodę i spotkałem tam Asię, która mi z góry mocno kibicowała. 🙂 Od tego momentu czekało nas już mniej ekscytujące podejście piargowe. Asia poszła nieco środkiem zbocza, ja natomiast od razu waliłem na grań, by z niej zaglądnąć na drugą stronę. Była tam piękna Dolina Niewcyrki (Nefcerská dolina), Kopy Liptowskie (Liptovské kopy), a nawet nasze Czerwone Wierchy. Asia też do mnie dołączyła i tak sobie szliśmy do pierwszego wierzchołka Krótkiej, który musieliśmy obchodzić. Zaraz obok niego był już ten właściwy i tam była dłuższa przerwa na odpoczynek i podziwianie widoków. 🙂
Posiedzieliśmy na szczycie około pół godziny, by potem przez ciekawe turniczki zejść na Niewcyrską Przełęcz (Nefcerské sedlo). Przejście pierwszej znów dostarczyło mi sporo emocji, dlatego drugą już ominąłem. Asia natomiast przeszła przez wszystkie. Z przełęczy ponownie czekała nas wspinaczka na szczyt Ostrej, ale poza niektórymi ruchomymi kamieniami nie było tam żadnych trudności. W sumie to nie wiedzieliśmy, która ze skał jest najwyższym punktem Ostrej, ale wyszliśmy w obydwa miejsca, więc wierzchołek niewątpliwie zaliczyliśmy. 🙂
Tam nie siedzieliśmy tak długo, jak na Krótkiej, bo czas naglił, a do pokonania został jeszcze fragment Suchej Doliny Ważeckiej (Suchá dolina važecká), przełęcz Siodełko (Sedielkový priechod), Siodełkowa Kopa (Sedielková kopa) i powrót do auta… Podczas zejścia ze szczytu Asia znów próbowała trawersów, bo nie chciało jej się schodzić na przełęcz. Mi się też nie chciało, ale ja skracałem drogę będąc bliżej dna doliny. Po jakimś czasie też stwierdziła, że tam się idzie lepiej i tak sobie wędrowaliśmy za kopczykami, które jak się potem okazało stawiał nasz kolega Piotr – za co mu dziękujemy. 🙂
Dzięki takiemu oznaczeniu drogi szło się na pewno szybciej, niż gdybyśmy musieli przebijać się na żywca przez te piargowe wanty. Siodełko wraz z Siodełkową Kopą na szczęście się dosyć szybko przybliżało… Tuż przed dojściem na wygodną ścieżynę zauważyliśmy człowieka na przełęczy. Siedział tam nawet dosyć długo, ale potem zniknął. Dzięki przyjemnej ścieżce szybko się tam znaleźliśmy. Pierwotnie w planach była też Siodełkowa Kopa, ale było już trochę późno, a już kiedyś przeżywałem z Tomkiem zachód słońca na tym szczycie. 🙂
Zeszliśmy więc bardzo wygodną dróżką do Doliny Furkotnej do żółtego szlaku. Mimo późnej pory jeszcze sporo ludzi wędrowało nim w kierunku Szczyrbskiego Jeziora (Štrbské pleso). My chcieliśmy sobie nieco skrócić drogę Podkrywańskim Chodnikiem, ale znów usłyszeliśmy znane z rana odgłosy miśka, więc zrobiliśmy obejście tego miejsca. Zeszliśmy praktycznie pod samo jezioro, by potem ścieżką leśną przebić się na zielony szlak zwany – Niżnim Podkrywańskim Chodnikiem (Nižný podkrivanský chodnik).
Na nim nie było misiów i mogliśmy w ostatnich promykach słońca, podziwiając widoki znanych nam szczytów, wrócić do naszej zatoczki, na której czekał nasz rozgrzany od słońca samochód. 🙂