Kľak
Na Słowacji znajdują się co najmniej dwa szczyty które tak się nazywają. Jeden położony jest w turczańskiej odnodze głównego grzbietu Wielkiej Fatry, a drugi na południowym krańcu luczańskiej Małej Fatry. Ten pierwszy zdobyliśmy w czerwcu zeszłego roku, a ten bardziej popularny miał paść naszym łupem właśnie tego dnia – mowa tu o Kľaku czyli górze, która należy do najpopularniejszych szczytów na Małej Fatrze.
Jednak aby na niego wyjść najpierw musieliśmy w jego okolice dojechać autem. Wybór padł na mało znaną miejscowość Vrícko, która jest położona około pięć kilometrów na wschód od szczytu.
Nasza trasa przejazdu była niemalże taka sama jak zazwyczaj kiedy udajemy się do Kotliny Turczańskiej czyli: Bielsko – Żywiec – Rajcza – Glinka – Zakamenne – Lokca – Oravsky Podzamok – Dolny Kubin – Kralovany. Tym razem jednak pojechaliśmy jeszcze dalej przez Martin, Pribovce i Kláštor pod Znievom.
Może i nie było to tak blisko, ale warto było tam jechać, bo we Vrícko’u znajduję się dosyć duży parking (48.9767822N, 18.6869631E), na którym można bezpłatnie zostawić auto. Stamtąd prowadzą w kierunku Klaka dwa szlaki: dłuższy żółty prowadzący na szczyt przez Vríčanské sedlo i Ostrá’ą skala’ę oraz krótszy zielony przechodzący koło Kľacký’iego vodopád’u. Wiadomo chyba którą drogę wybraliśmy. 😉
Na szlak wyruszyliśmy tuż po godzinie 9 rano. Pogoda tego dnia bardzo dopisała i na niebie już od samego rana świeciło mocne słońce. Początkowo obydwa szlaki szły tak samo i dopiero po około pół godzinie marszu nastąpiło ich rozejście się. Miejsce to nazywało się Bak i stanowiło niewielki plac, na którym znajdowały się zaparkowane ciężkie pojazdy do ściągania drzewa.
Jeden z tym pojazdów miał szerokie gąsienice i praktycznie cały szlak prowadzący na przełęcz Vríčanské sedlo był nimi odkształcony – a szło się po tym bardzo kiepsko. Nie dziwne więc, że kiedy osiągnęliśmy wspomniane sedlo, to poczuliśmy ogromną ulgę – wreszcie nasze nogi mogły odpocząć od tych ciasnych gąsienicowych zagłębień terenu. 🙂
Na przełęczy mieliśmy chwilę przerwy, ale szybko ruszyliśmy w stronę Ostrej Skały. Czekało nas konkretne, bo 266 metrowe podejście pod ten szczyt. Było ono może i wymagające, ale również okraszone wspaniałym zapachem czosnku niedźwiedziego, który w ogromnej ilości porastał północny-wschodni grzbiet Ostrej Skały.
Pół godziny później podziwialiśmy już piękne widoki, jak i wierzchołek Ostrej Skały, który rzeczywiście zbudowany jest z ciekawie ułożonych formacji skalnych. To co również nam się tam bardzo podobało, to fakt, że byliśmy tam całkiem sami. 🙂
Nasza przerwa na szczycie była dłuższa od tej z przełęczy i trwała około 20 minut. Następnie nasz szlak poprowadził nas mieszanym terenem w stronę kolejnych skałek, który bardzo ciekawie prezentowały się ze szczytu. Nie mają one jednak nazwy, ale widoki z nich rozciągają się równie okazałe.
Kawałek wyżej kiedy zdobyliśmy ich najwyższy punkt, naszym oczom ukazał się nasz dzisiejszy cel – Kľak. Swoim wyglądem przypominał wielką lwią skałę z Króla Lwa. 🙂 Od razu w jej najwyższym punkcie ujrzeliśmy masą małych punktów – to była duża ilość zdobywców stojących w tym samym miejscu. Wiedzieliśmy więc, że na niecałą godzinę już nie będziemy sobie sami wędrować po szlaku.
Nie godzina, a dokładnie pół później dołączyliśmy do dużej grupy turystów na szczycie Kľaka. W pierwotnych planach mieliśmy jeszcze przejść się w kierunku Malý’ego Kľak’a, ale kiedy zobaczyliśmy że musielibyśmy tam schodzić, a potem się wracać, to nam się odechciało go zdobywać. Widoki ze szczytu było bardzo ładne, ale ogromna ilość ludzi skutecznie mnie zniechęcała do robienia zdjęć, bo ciężko było takie zrobić, by nie było na nim żadnego człowieka.
Pół godziny wytrzymaliśmy na wierzchołku a potem rozpoczęliśmy z niego zejście. Było ono ciekawe, bo trzeba było zejść z lwiej skały – co może nie było zbyt wymagające, ale też nudne. 10 minut później dotarliśmy do węzła szlakowego Pod skalou, przy którym zielony szlak odbija w stronę wodospadu (Kľacký vodopád). Pierwotnie zastanawialiśmy się czy tą opcją nie wygodzić, ale na szczęście zdecydowaliśmy się zrobić tę dłuższą trasę.
Następnie przez ponad 1,5 km wędrowaliśmy dobrze nam znanym terenem mieszanym, z tą różnicą że na tym odcinku mijaliśmy mnóstwo ludzi idącym na Kľaka od południa. Większość z nich zapewne skusiła krótka, bo tylko 4,5 kilometrowa trasa z Fačkovské’go sedlo’a. My mamy do gór trochę inne podejście i zazwyczaj lubimy tą najdłuższą drogę.
Kiedy osiągnęliśmy szczyt Reváň’ia ucieszyliśmy się że już za chwilę odpoczniemy nieco od głośnego ludzkiego jazgotu. Podczas zygzakowatego zejścia zachodnim zboczem Reváň’ia mniej więcej w połowie schodzenia „natrafiliśmy” na leśną ścieżkę stanowiącą konkretny skrót w dojściu do szlaku czerwonego, który to zamierzaliśmy kierować się z powrotem w kierunku Vrícko’a. Choć słowo natrafiliśmy jest dużym nadużyciem, ponieważ ścieżki tej faktycznie nie było widać ze szlaku, tylko dzięki aplikacji mapy.cz wiedzieliśmy w którym miejscu mamy odbić, by jej poszukać. 😉
Początkowo nie była ona za przyjemna, jednak im dłużej nią wędrowaliśmy, tym jej jakość wyraźnie rosła. W końcu dotarliśmy na skraj dużej polany znajdującej się na południowych zboczach Bukovca. Już nie pamiętam dokładnie ile zajął nam ten etap wycieczki, ale myślę że z pół godziny mogliśmy tym skrótem wędrować.
Następnie przez ponad godzinę maszerowaliśmy tym czerwonym szlakiem, który głównie prowadził lasem, ale od czasu do czasu poprzecinany był ciekawymi polanami – oczywiście po drodze nikogo nie spotykając. Kiedy dotarliśmy w pobliże góry od pieszczotliwej nazwie Baran znaleźliśmy tam ścieżkę, którą zamierzaliśmy zejść do miejscowości, w której mieliśmy samochód.
Asia przez całą trasę żałowała, że tak mało czosnku niedźwiedziego narwała na zboczach Ostrej Skały i liczyła że na Baranie będzie go więcej. Niestety się przeliczyła, ale co się namęczyliśmy by tam wytargać i zejść – to nasze. 🙂
Jeśli chodzi o zejście do Vrícko’a to przez las prowadziła bardzo wyraźna droga więc tam się nas szło wprost idealnie. Gorzej było jak wyszliśmy na pola, bo tam już ta nasza droga nie była tak wyraźna. Poza tym te pola na pewno do kogoś należały, więc była trochę obawa, że dostaniemy od kogoś opieprz. Na szczęście Słowacja to nie Teksas i nikt nam tyłków nie odstrzelił. 😉
Po jakimś czasie przekroczyliśmy Dlhy potok i za pomocą innej drogi dotarliśmy do tej głównej. Teraz czekało nas jeszcze ponad 800 metrów marszu do parkingu. Tuż przy nim zauważyliśmy wygrzewającą się żmiję na asfalcie. Niestety miało trochę pecha, bo akurat jechało auto i najechało jej na ogon. Ta się zwinęła w kłębek, a rowerowy Słowak za pomocą patyk odsunął ją z drogi – ot taka gadzia przygoda trafiła nam się na koniec wycieczki. 🙂
Jednak podsumowując… to była bardzo przyjemna trasa, bardzo mi się podobała i myślę że jak ktoś chce zdobyć Kľaka w bardziej ambitny sposób, to może być dla niego wymarzona opcja zdobycia tego ciekawego i bardzo widokowego szczytu. 🙂
Bardzo trafne porównanie Klaka do lwiej skały .Łatwo go rozpoznać z innych szczytów.Fajnie dobrana trasa no i obowiązkowo pozaszlaki????.pozdrawiam.
Dokładnie, dzięki. 🙂 Na większości tych szlaków było trochę jak na pozaszlaku, bo nie spotkaliśmy tam nikogo. 🙂 Wszyscy bili na Klaka z najbliższej samochodowej przełęczy. 🙂