Budín

Na tydzień przed wyjazdem biwakowym do Czarnogóry postanowiliśmy odwiedzić Magurę Orawską, a konkretnie Budín – znajdujące się w jej wschodniej części. Ta góra wraz z sąsiadującą z nią Magurką tworzą pasmo Budína, które Słowacy nazywają często Budínską Magurą. Jeżdżąc czy to w Tatry Zachodnie, czy w Małą lub Wielką Fatrę często koło niego przejeżdżaliśmy, dlatego zdecydowaliśmy się w końcu go odwiedzić. Szczególnie ciekawa zawsze wydawała nam się ta wieża na Magurce – postanowiliśmy więc że nie tylko zdobędziemy Budín, ale również dotrzemy do wspomnianej wieży, która góruje nad Jeziorem Orawskim.
W okolicach godziny 9 rano dojechaliśmy autem do Námestova. W dalszych planach mieliśmy jeszcze jazdę autobusem na Sedlo Príslop. Jednak z racji, że przyjechaliśmy tu trochę za wcześnie, poszliśmy jeszcze do supermarketu Tempo, który był otwarty w niedzielę. Piszę to dlatego, jakby ktoś chciał skorzystać, bo u nas wiadomo z tymi sklepami w niedzielę jest różnie. 🙂
Zabawne było to jak kupowaliśmy bilet u kierowcy autobusu. Pan kierowca się trochę zdziwił, gdzie chcemy jechać, bo się okazało że tam nie ma przystanku – choć na mapach.cz taki widnieje. Na szczęście bez problemów się tam nam zatrzymał, a i bilet nam sprzedał do poprzedniej miejscowości czyli do Hruštína – więc podwójnie na tym zyskaliśmy. 🙂
Trochę dziwne, że zlikwidowano tam ten przystanek, ale możliwe, że wiąże się to z remontach zarówno drogi, jak i obiektów na samej przełęczy. Być może jak wszystko się zakończy, to przystanek wróci. Poza tym w takim miejscu powinna być możliwość legalnego podjechania autobusem, bo z tej przełęczy można udać się, tak jak my w kierunku Budína, ale również i w stronę Minčola.

Po wyjściu z autobusu i przejściu drogi skierowaliśmy się na czerwony szlak, który prowadził polną drogą w stronę lasu. To było pół kilometra marszu zanim się przy nim znaleźliśmy, podczas których pokonaliśmy zaledwie ponad 60 metrów pod górę. Następnie po kolejnych 800 metrach wędrówki dotarliśmy do pierwszego na naszej trasie szczytu – Poľana, który wznosił się na wysokość 899 m n.p.m.




Jednak kiedy popatrzyliśmy na dalszy przebieg drogi uświadomiliśmy sobie, że teraz połowę tego co przed chwilą wyszliśmy musimy zejść – bo przed nami rozpięta była przełęcz, która połączone były wierzchołki Poľany i Javorovej. Nie było to jednak takie straszne, jak się na początku malowało, a poza tym po drodze spotkaliśmy padalca, który się wygrzewał w trawie na szlaku. 🙂




Tuż przy lesie na północno-zachodnim zboczu Javorovej doszliśmy do ciekawej chatki, przy której była bardzo wygodna wiatka – było to wprost idealne miejsce na zrobienie pierwszej górskiej przerwy. Chwilę tam posiedzieliśmy, ale po jakimś czasie przyjechała też tam jakaś słowacka rodzinka na quadzie i w miarę chętnie ustąpiliśmy im miejsca. 🙂

Od tego miejsca szlak uległ znacznemu pogorszeniu – pojawiło się na nim dużo błota – więc często musieliśmy iść bardziej jego bokami, aniżeli środkiem. To sprawiło, że w pewnym momencie nieco straciliśmy go z oczu, ale z racji, że już byliśmy blisko grzbietu, to wyszliśmy na niego na dziko.


Ogólnie przejście tego pasma od Javorovej, poprzez Čistý grúň, Prípor aż do Budína nie było zbyt emocjonalne. Po prostu była to prosta droga przez las, czasami bardziej, a niekiedy mniej zabłocona z bardzo małą ilością punktów widokowych.
Jedynym wyjątkiem było miejsce położone niecały kilometr przez wierzchołkiem Prípora, przy którym znajdowała się mała ale bardzo urokliwa wiatka turystyczna. Tam również mieliśmy krótki postój i tam po raz kolejny spotkaliśmy ludzi na quadzie, którzy sobie tam przyjechali by popodziwiać widoki na południowy-wschód. Gdyż okazało się, że tuż obok szlaku znajduję się ciekawy punkt widokowy zwany Babínska Hoľa. W sumie to nawet dobrze, że tam się oni pojawili, bo my sami byśmy nie wpadli na to, że w tego miejsca mogą być jakieś widoki. 🙂

Tuż przed godziną 14 zdobyliśmy nasz główny cel czyli Budín. Na szczycie byliśmy sami, ale tylko przez krótką chwilę 🙂 Tym razem jednak nie przyjechali tam Słowacy na quadach, a Polacy, którzy przyszli tam na własnych nogach. To się ceni – ale patrząc na ich stan zmęczania to chyba wychodzili na ten szczyt z Lokcy – bo stamtąd jest prawie 600 metrów pod górę. 🙂 Za dużo z nimi jednak nie pogadaliśmy, bo jacyś tacy mulaści byli, widoków też nie było żadnych do oglądania – więc się szybko stamtąd zebraliśmy.


Pomimo iż najważniejszym celem naszej wycieczki był Budín, to jednak pobliska Magurka, również wydawała się nam bardzo atrakcyjna. Na jej szczycie znajduję się wysoka wieża przekaźnika telewizyjnego i jest ona widoczna z wielu miejsc. Już od jakiegoś czasu planowaliśmy odwiedzić tę górę, by sprawdzić, jak ona wygląda z bliska. Godzinę po zdobyciu Budína się o tym przekonaliśmy na własne oczy.
Wieża może nie jest arcydziełem sztuki, ale mnie się podobała – co prawda ciężko jej było zdobić dobre zdjęcie, bo słońce akurat znajdowało się za nią, ale coś tam pofociłem. Z okolic wieży roztacza się ciekawy widok szczególnie w kierunku Tatr. Trochę szkoda, że nie można się na nią dostać, bo równie pięknie prezentowałoby się Jezioro Orawskie – które z dołu trochę jest zasłonięte przez drzewa.


Jednak jeszcze zanim zdobyliśmy wierzchołek Magurki, przechodziliśmy koło Útulňy pod Magurkou – czyli takiego jakby schroniska, które co prawda miało być otwarte, a nie było, ale na zewnątrz znajdowała się lodówka, którą można było otworzyć i zakupić sobie różne płyny. Było tam dostępne piwo, kofola też tam bywa, ale akurat wyszła, więc nic tam nie kupowaliśmy. Oczywiście właściciele liczą na uczciwość piechurów i to, że za zabrany nabój zostanie uiszczona odpowiednia opłata. Był tam cennik, było miejsce na składanie pieniędzy. Ogólnie bardzo podobają mi się takie rozwiązania i wiem że funkcjonują one już z powodzeniem w Czechach, tu się okazuje, że również i na Słowacji, ale czy u nas w Polsce by się to przyjęło – tutaj mam pewne obawy…



Wracając do opowieści… z Magurki kierowaliśmy się niebieskim szlakiem, który miał nas zaprowadzić do Námestova. Wydawało nam się, że teraz już droga będzie prowadzić w dół i tak faktycznie było do węzła szlakowego Prehaliny, na którym to droga dojazdowa skręcała w dół i w prawo, a my musieliśmy się jeszcze wspiąć na Starą horę.


Gdy się na niej znaleźliśmy Asia wyczaiła na mapach.cz skrócik, który przyjąłem bez słowa narzekania. Około 600 metrów za szczytem odchodziła dosyć trawiasta i szeroka droga na lewo, w którą ochoczo skręciliśmy. Po około 1,2 km ostrego hamowania, dotarliśmy do drogi ażurkowej, która doprowadziła nas w okolice znanego nam z wielu przejazdów skrzyżowania położonego tuż przy moście. O słowackich skrzyżowaniach drogowych można by napisać oddzielny artykuł, ale to może kiedy indziej. Faktem jest, że jak kiedyś wracaliśmy z Kop Liptowskich zostałem na nim ostro strąbiony. 😀


Największym wyzwaniem było przejście mostu, tak by nas nic nie rozjechało. 🙂 W końcu dotarliśmy do zdezelowanych schodów, którymi zeszliśmy na plażę Jeziora Orawskiego, które wyglądało tego dnia bardzo biednie. Brakowało w nim mnóstwa wody, co było widać na odkrytych na kamieniach wodnych organizmach, które jakiś czas były jeszcze zanurzone w wodzie.

Asia tam miało dobre żniwa, bo sobie pozbierała kilka ciekawych kamiennych eksponatów. Po wyjściu z plaży i dotarciu w okolice ronda, udaliśmy się na lody, a potem w powrotną podróż do domu.

To była bardzo ciekawa, choć i trochę wymagająca wycieczka. Najbardziej męczący był dystans oraz lekka monotonia szlaku – szczególnie początkowej części pasma Budína. Ale jeśli chodzi o sportowe chodzenie po górach, to ten szlak idealnie się nadaję do tego typy zawodów. 🙂
Myślałem że to będzie opowieść z Bałkanów tak mnie nazwa szczytu zmyliła.Wybieram się w tamte strony ale z Prislopa na Kubińska Holę i Mincol oczywiście na mtb.Michał a na ten Budin bym wjechał? Pozdrawiam.
Nie, ale następna już będzie 🙂 Dobre tereny na jazdę rowerem. Spokojnie byś wyjechał, to pasmo się w miarę równe. Pozdro 🙂