Vârful Moldoveanu
czyli relacja z wyprawy na najwyższy szczyt Rumunii

Wycieczka na Moldoveanu miała być „truskawką na torcie” naszej wyprawy po górach Rumunii… i taka też była. W formularzu zgłoszeniowym trzeba było już deklarować chęć udziału w niej. Na kolacyjnej odprawie w dzień poprzedzający tą wielką wyprawę można było ten wybór jeszcze zmieniać. Wobec naszej nieobecności na drugim w Górach Fogaraskich – Negoiu, wybór mógł być tylko jeden – idziemy na dach Rumunii. 🙂 Byli tacy co zrezygnowali mimo wcześniejszej deklaracji, może dlatego, że Szymon straszył, że droga w jedną stronę zajmie 7 godzin. Nawet nam się to wydawało niemożliwie długo. 🙂
Deklaracje musiały zostać ostatecznie potwierdzone po kolacji ponieważ kuchnia przygotowywała dla każdego z uczestników sandwicze – czyli śniadanie na wynos. Po ich otrzymaniu musieliśmy szybko iść spać, ponieważ już o 6 rano planowany był wyjazd do góry do Bâlea Lac.

Lacul Bâlea

Vânătoarea lui Buteanu
Około 6:30 byliśmy już przy jeziorze Balea Lac, skąd ruszyliśmy w kierunku Șaua Caprei (przełęczy). Było ostro pod górę, ale dzięki temu szybko ją osiągnęliśmy. Trzeba przyznać, że pogoda była idealna, bo nie padało, ale nie było też za ciepło… do tego wiał delikatny wiatr. Nad Lacul Capra (jezioro) zrobiliśmy sobie krótką przerwę na śniadanie – zjadłem wszystkie kanapki z sandwicza – były idealne – takie śniadania, w takiej scenerii chciałbym zawsze jeść 🙂

Spokojna tafla Lacul Capra

Monumentul Alpiniştilor
Aaa zapomniałem dodać, że od Bâlea Lac w naszej wędrówce towarzyszył nam pies, dokładnie taki sam, jak poprzedniego dnia, kiedy przechodziliśmy przez tunel.

Turnul Vârtopel, Fereastra Zmeilor i Vârful Arpașul Mic

Vârful Lespezi-Călţun i Negoiu

Nasza dolina zejściowa
Po przejściu południowego ramienia Vânătoarea lui Buteanu rozpoczęliśmy zejście południowo-wschodnim zboczem tego szczytu. Zanim dostaliśmy się na Fereastra Zmeilor (Smocze Okno – przełęcz) musieliśmy pokonać dwa spore płaty śnieżne. Z czego jeden musieliśmy przejść po wybitych w śniegu stopniach, a drugi dało się obejść tuż przy skale. Przy Smoczym Oknie mieliśmy krótki 5-cio minutowy postój. Było to też miejsce, do którego planowo mieliśmy dojść w drodze powrotnej z Moldoveanu. Tylko niewiadomą było czy będziemy wracać od strony schroniska Cabana Podragu czy tą samą drogą, którą teraz mieliśmy dalej iść.

Dwa płaty śniegu na szlaku

Nasz pierwszy towarzysz podróży

Asia w Oknie Smoków

Negoiu z Okna Smoków
Po przerwie ruszyliśmy na wąską grań prowadzącą w kierunku Vârful Arpașul Mic. Były na niej ubezpieczenia w postaci łańcuchów. Tutaj też pozostał pies, który szedł z nami od początku wycieczki. Nie mógł zejść z jednej płyty ,więc stał na górze i wył z rozpaczy:-( Po przejściu grańki znów czekało nas podejście na zbocze kolejnej góry. Ogólnie cała wyprawa na najwyższy szczyt w Fogaraszach polegał na ciągłym wchodzeniu i schodzeniu, ale na tym polega piękno chodzenia po górach. 🙂

Wąska grańka w kierunku Vârful Arpașul Mic

Północny trawers Vârful Arpașul Mic
Po przejściu zbocza góry znów droga prowadziła na dół do takiej jakby kotliny. Z niej czekała nas wspinaczka na grań i tam Szymon zarządził 5 minut postoju. Był tam pomnik Monumentul Nerlinger (pomnik), a w dole od strony południowej widać było jeziorko Lacul Buda. Ogólnie, by się odnaleźć na tym szlaku trzeba było właśnie lokalizować się za pomocą jezior.

Widok na równiny

Owce na Vârful Buda
Teraz czekała nas pierwsza mocniejsza wyrypa na szczyt Arpașul Mare, bo szlak prowadził jego wierzchołkiem. Tuż obok Arpașul Mare była góra Mircii, z której to było widać jeszcze bardzo odległy nasz cel – Varful Moldoveanu.

Asia na tle Vârful Arpașul Mic i Vânătoarea lui Buteanu
Zejście z Mircii było ostre i bardzo ciekawe, szczególnie dziwiłem się, że w jednym miejscu szlak nie jest w ogóle ubezpieczony, tam gdzie lufa była konkretna. Gdy znaleźliśmy się na dole przy jeziorze Lacul Podu Giurgiului spotkaliśmy grupę Polaków, którzy tam biwakowali. Wyrażali podziw, że idziemy na Moldoveanu z tak daleka i że nie mamy namiotów. 🙂

Vârful Podragu i Lacul Podul Giurgiului

Panorama z Vârful Mircii

Pierwszy widok na Moldoveanu
Stamtąd mieliśmy jeszcze tylko 7 szczytów do pokonania przed Moldoveanu. Zazwyczaj nie były to ścisłe wierzchołki, tak jak pisałem wcześniej, ale i tak trzeba się było jeszcze powysilać. Pierwszą górą, której szczyt mijaliśmy od południa był Podragu. Zaraz za nim była Șaua Podragu (przełęcz), z której w drodze powrotnej mieliśmy odbić do schroniska Cabana Podragu. Teraz jednak piękną dolinę zostawiliśmy po lewej.

Dolina z Cabana Podragu

Ostre północne spady Vârful Corabia

Vârful Corabia și Moldoveanu
Kolejnym szczytem do pokonania był Vârful Tărâța, którego trawers przebiegał już znacznie bliżej wierzchołka niż to było w przypadku Podragu. Gdzieś w tej okolicy natrafiliśmy na grupę Czechów, z którymi Szymon rozmawiał. Pytał się ich między innymi o szlak ze schroniska (Cabana Podragu) do Smoczego Okna (Fereastra Zmeilor). Pod szczytem Corabia przeszliśmy przez środek stada owiec. Stamtąd Moldoveanu było już na wyciągnięcie ręki. Mieliśmy dobry czas, o czym wspominał Szymon, którego dopiero dogoniliśmy na Șaua Orzăneaua (przełęcz). Wcześniej przechodziliśmy jeszcze pod szczytami Ucea Mare i Ucişoara, skąd uciekającą grupę mieliśmy cały czas na oku. Pościg jednak nie trwał długo, bo grupa się zatrzymała przed decydującym podejściem na Viștea Mare. Oczywiście w kluczowym momencie dołączył do nas kolejna psina, która „pomogła” nam we wspinaczce. 🙂

Idziemy przez stado owiec

Vârful Ucișoara, Viștea Mare i Moldoveanu

Grupa czeka na Șaua Orzăneaua

Valea Orzănelei
Pokonanie ponad 230 metrów do góry było wymagające, ale daliśmy radę. Myśleliśmy, że to już koniec, że wystarczy tylko kawałek przejść do kolejnego wierzchołka, ale trzeba było jeszcze pokonać Spintecătura Moldoveanului (przełęcz). Była ona na tyle wcięta pomiędzy te dwa szczyty, że znajdowały się tam ubezpieczenia (łańcuchy). Po ich pokonaniu i wygramoleniu się z przełęczy na drugą stronę stanęliśmy wreszcie na najwyższym szczycie Rumunii – Moldoveanu. Ponad 7 godzin – tyle zajęło nam dojście na tę górę – wtedy zrozumiałem, że Szymon z tymi 7 godzinami nie przesadzał. 😉

Asia wychodzi na Viștea Mare

Grupa na grani w kierunku Moldoveanu

Pokonywanie Spintecătura Moldoveanului

My na Moldoveanu

Widoki z Moldoveanu
Na szczycie byliśmy około pół godziny. Ogólnie to mieliśmy szczęście, bo gdy ruszyliśmy w drogę powrotną to zaczęły na szczyt nasuwać się chmury i widoki były już bardzo okrojone. Szybko znaleźliśmy się znów na Viștea Mare skąd rozpoczęliśmy zejście. Na zejściu wyprzedziłem nawet Szymona przewodnika, ponieważ lubię szybko schodzić – myślę, że podczas schodzenia szybszym tempem mniej męczą mi się kolana. Podczas zejścia towarzyszył mi pies, który szedł koło mnie jakbym był jego panem. Na przełęczy usiadłem na wygodnie trawie, a on usadowił się koło mnie. Chciałem zjeść sobie kanapkę, ale się nie dało. 🙂

Chmurzy się

Drugi towarzysz podróży

Byle dotrwać do schroniska
Gdy wszyscy zeszli na przełęcz ruszyliśmy w dalszą drogę. Ja trzymałem się na końcu, potem dołączyła do mnie Asia. Zrobiliśmy sobie dodatkową przerwę, by coś przekąsić. Teraz można było spokojnie jeść, bo pies był daleko z przodu. 🙂 Fajnie było widać jak szybko się od nas oddalają (grupa). Co jakiś czas było widać Szymona, który odwraca się i patrzy gdzie jesteśmy. 🙂

Uciekająca nam grupa
Trochę zajęło zanim znowu znaleźliśmy się na Șaua Podragu (przełęcz). Tam też czekała na nas grupa. Rozpoczęliśmy mozolne schodzenie za czerwonymi trójkątami do Cabana Podragu (schronisko). Schronisko z zewnątrz prezentowało się bardzo ładnie. Koło niego pasły się osiołki, były tam też małe i duże pieski – wszystko było pięknie. Z tym, że już taki super nie był gospodarz tego przybytku. Na początku kazał nam zostawić plecaki na zewnątrz, więc ja wyszedłem z plecakiem i już zostałem na zewnątrz. Asia została zamówić zupę i herbaty, więc potem przyszedłem tylko ją wypić. Ogólnie gość był średnio miły, nie wiem czemu – możliwe, że miał ku temu jakieś powody, jednak my ich nie znaliśmy. W zasadzie zeszliśmy do tego schroniska, bo ludziom kończyła się woda, byli głodni, a tu ani za bardzo wody, ani jedzenia. Z tego co widziałem to była Coca-Cola oraz Fanta (za 10 RON tj. około 10 zł za 0,5 litra) i tym się musieliśmy zadowolić. 🙂

Cabana Podragu

W drodze przez trzy granie

Lekkie załamanie pogody
Po półgodzinnej schroniskowej przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę, która nie była usłana różami. W ogóle ciężko trasę powrotną z Moldoveanu nazwać zejściem, bo ono kojarzy się ze schodzeniem. Znacznie lepszym słowem, które bardziej oddaje specyfikę trasy jest powrót. 🙂 Zejście do doliny, w której było położone schronisko sprawiło, że obniżyliśmy się do wysokości około 2100 m. n.p.m. Teraz by dojść do Fereastra Zmeilor musieliśmy pokonać trzy odchodzące na północ granie by dojść trawersem do Okna Smoków. Po drodze jeszcze spotkał nas deszcz. Oj ten szlak był bardzo wyczerpujący, ale dojście do przełęczy stanowiło właściwie ostatni tak wymagający cel. Potem już czekało nas tylko spokojne zejście koło Refugiul Fereastra Zmeilor (schronu) do zakrętu drogi (Trasy Transfogaraskiej), na którym czekaliśmy na autokar.

Ostatnia grań przed nami

Zachmurzone Okno Smoków

Schron pod Oknem Smoków

Ponura dolina zejściowa
Ogólnie to dobrze, że autobus po nas dojechał, bo Trasą Transfogaraską nie wolno jeździć w nocy, a my na tym zakręcie byliśmy o zmroku. Trzeba przyznać, że załoga hotelu górskiego Cascada Bâlea również stanęła na wysokości zadania, bo pomimo bardzo późnej pory (około 22:30) podali nam jeszcze ciepłą obiadokolację. 🙂