Gorc z Ochotnicy Górnej

Podróż do Ochotnicy Górnej była długa i wiodła bardzo krętymi drogami. Początkowo droga niczym się nie różniła od tej, którą bardzo często podróżujemy w kierunku Tatr Wysokich. Różniła się od niej tylko tym, że na ostatnim rondzie w Nowym Targu nie skręcaliśmy w kierunku Jurgowa tylko parliśmy prosto na Nowy Sącz. Następnie tuż za Harklową skręciliśmy w lewo na wieś Knurów i przez Przełęcz Knurowską dotarliśmy do Ochotnicy Górnej. Nigdy wcześniej nie jechaliśmy przez tą przełęcz więc to było dla nas nowe przeżycie – wąska i kręta droga uniemożliwiała szybką jazdę, można więc było podziwiać widoki. 🙂
Po zaparkowaniu na parkingu kościelno-cmentarnym, wyruszyliśmy w dół z Ochotnicy Górnej do Dolnej. Czekało nas ponad 5 km wędrówki wzdłuż drogi asfaltowej – na szczęście było szerokie pobocze, a od czasu do czasu pojawiał się również chodnik. Niestety sporym minusem był, już od rana panujący upał. Dlatego gdy w końcu zeszliśmy do „niższej” Ochotnicy bardzo żałowaliśmy, że nie kupiliśmy sobie czegoś orzeźwiającego.

Dopiero gdy odbiliśmy na szlak zielony to tam znaleźliśmy upragniony sklep spożywczy, w którym nieco ochłodziliśmy się z pomocą lodów. Jak się potem okazało żałowaliśmy, że nie kupiliśmy sobie jeszcze czegoś dodatkowego do picia, bo tego dnia było bardzo ciepło.
Wreszcie po około 7-kilometrowej przygodzie z asfaltem dotarliśmy do miejsca, w którym szlak zielony odbijał na lewo w stronę lasu. Tuż obok skrętu była tabliczka przedstawiająca wieżę na Gorcu z podpisem „5,0 km”. Można więc powiedzieć, że już mieliśmy bliżej, jak dalej do naszego celu. Już od samego początku leśny etap szlaku rozpoczął się od ostrej stromizny, z którą sobie poradziliśmy na nieco głębszym oddechu. 🙂

Las nie był za gęsty, więc od początku było widać wspaniałe zielone łąki i pagórki wschodniej, skrajnej części Gorców. Po początkowej cięższej wspinaczce, teraz szło nam się już zdecydowanie lepiej, bo teren się nieco wypłaszczył. Po dojściu na rozległą polanę usiedliśmy pod niewielkim drzewkiem i zrobiliśmy krótki odpoczynek. Z polany było widać Tatry, ale nie były za wyraźne.

Gdy ruszyliśmy w dalszą drogę zaraz ukazał się Gorc ze swoją widokową wieżą zdecydowanie wystającą ponad koronami drzew. Od tego momentu w zasadzie wierzchołek Gorca nie znikał nam z pola widzenia. Co chwilę, gdy szlak prowadził przez odsłonięty teren widać go było, jak na dłoni.


Nieco przed szczytem Jaworzynki Gorcowskiej weszliśmy na trasę rowerowego rajdu i co chwilę musieliśmy patrzeć w tylne lusterka, by nam jakiś rowerzysta nie wjechał w tyłek. 🙂 Ogólnie to słabo mi się robiło na ich widok, bo ja w tym upale ledwo lazłem, a oni na najwolniejszych przerzutkach musieli bardzo mocno się nakręcić pedałami.

W pobliżu szczytu minęliśmy po lewej bazę namiotową na Gorcu, ale nie przyglądaliśmy się jej bliżej. Szliśmy dalej, bo już chcieliśmy znaleźć się na wieży. Kawałek powyżej bazy skręcając w lewo w wąską ścieżkę rozpoczęliśmy gorcowe szczytowanie. Opuściliśmy tym samym szerszą drogę, którą to podążał rajd.
Chwilę potem dotarliśmy do granicy Gorczańskiego Parku Narodowego. W tym też miejscu musieliśmy zmienić szlak z zielonego na niebieski, który zaprowadził nas ostatecznie pod wieżę widokową. Wokół niej panował duży ruch turystyczny – nie wiem skąd Ci wszyscy ludzie się tam znaleźli, ale raczej nie szli tym szlakiem co my. 🙂

Szybko wyszliśmy na wieżę, by podziwiać widoki, które były bardzo okazałe. Pięknie prezentowały się pozostałe wybitne szczyty Gorców czyli Turbacz, Kudłoń i Lubań. Od północy już nie tak wyraźnie, ale wciąż rozpoznawalnie majaczyły wierzchołki Beskidu Wyspowego – Luboń Wielki, Szczebel czy ostatnio przez nas odwiedzony – Lubogoszcz. Jedynie Tatry się marnie prezentowały, bo okrywała je pierzyna z chmur.



I jeszcze słówko o wieży… ostatnio na Wikipedii wyczytałem, że wieże które stoją na Gorcu i Lubaniu są dlatego takie zabudowane, by mogły na nie wejść osoby z lękiem wysokości. Wcześniej nie miałem o tym pojęcia, choć zabudowanie i wygodne schody prowadzące na górny taras wieżowy bardzo mi się podobały. 🙂
Na Gorcu odczuwałem już wstępnie brak odpowiedniej ilości wody – wtedy właśnie przypomniał się sklep kiedy kupowaliśmy tylko lody… Było bardzo ciepło i bardzo szybko traciliśmy wodę ze swoich organizmów. Teraz na szczęście już miało być w dół, więc za bardzo nie panikowałem, ale ogólnie nie lubię bardzo takich sytuacji. 🙂

Zejście z Gorca było zadziwiająco strome, ale też krótkie. Szybko znaleźliśmy się znów na płaskim terenie i swobodnie podążaliśmy za szlakiem zielonym w kierunku Przysłopa. Po drodze odbiliśmy tylko raz, by zobaczyć grób partyzanta, którym był plutonowy Władysław Pisarski ps. Piwonia.

Doczekaliśmy się w końcu momentu, w którym Tatry (Tatry Bielskie) były dobrze widoczne. Nastąpiło to w okolicy Przysłopa w miejscu, gdzie opuszczaliśmy zielony szlak, by żółtym wrócić do Ochotnicy Górnej.



Do Przechybki szło się niemalże rekreacyjnie, ale zejście już z tej góry wymagało większej uwagi. Trafiliśmy na wielką polaną, z której było widać szczyt górujący przed nami. Wcześniej się śmiałem, że to zejście z Gorca pewnie nie będzie tylko polegało na schodzeniu, tylko również na wychodzeniu. Teraz to się tylko potwierdziło – przez nami wznosiła się Przechyba, przez którą centralnie przechodził nasz żółty szlak.


Daliśmy radę Przechybie i mogliśmy z jej zboczy pożegnać się z – widzianym przez nas po raz ostatni – Gorcem.

Tuż przy Kapliczce Jasińskich skręciliśmy na czarny, skrótowy szlak prowadzący do Gorczańskiej Chaty. Po ostrej, ale wygranej walce z ostrym spadem terenu i z gęstym błotkiem trafiliśmy wreszcie do Gorczańskiej Chaty. Chata należy do Oddziału Akademickiego PTTK w Krakowie i ma bardzo ładną stronę internetową. 🙂 W przyjaznej atmosferze napiliśmy się herbaty i wody, ale pomimo zachęt by zostać na nocleg nie skorzystaliśmy z tej kuszącej propozycji.

Musieliśmy tego samego dnia wracać do naszego kota Lucka. Chwilę potem znaleźliśmy się na – kolejnym tego dnia – asfalcie, który po 2,5 kilometrach zaprowadził nas z powrotem na parking do rozgrzanego auta. 🙂