Słowackie Pilsko
Ta niedziela zapowiadała się bardzo ładnie. Gdy przyjechaliśmy na parking na Przełęczy Glinne, niebo było bezchmurne i już było bardzo ciepło, a była dopiero 9:30. Po zjedzeniu niewielkiego posiłku wyruszyliśmy wzdłuż drogi na Słowację.
Po około 1,5 – 2 kilometrach doszliśmy do szlaku niebieskiego, którym to mieliśmy dalej maszerować. Miejsce to nazywa się Biela Farma i znajduję się tutaj hotel oraz fajny stawek.
Asia doczekała się w końcu na swoje kaczeńce. Rosły one tuż obok drogi, która utrzymana jest w całkiem niezłym stanie. Kawałek dalej znajdował się kolejny ciekawy stawek. 🙂 Ogólnie sporo było wody, no ale to nie dziwne, ponieważ wysoko w górach cały czas panują warunki zimowe.
Wreszcie doszliśmy do miejsca, które nazywa się Limier – tam też opuściliśmy drogę i ruszyliśmy w las. 🙂 Szlak od razu zaczął prowadzić do góry, miejsca nawet ostro do góry. Śniegu na razie nie było widać, ale było dużo błota.
Kawałek wyżej roztaczał się ciekawy widok na Babią Góra zrobiliśmy sobie postój na podziwianie widoków – choć te nie było jakieś olśniewające, bo już np. Tatry i Fatra nie była za dobrze widoczna.
W końcu nadszedł czas, gdy pod naszymi nogami pojawił się śnieg i to od razu w dużej ilości. 😉 Całe szczęście, że był on w miarę ubity i mało się w nim zapadaliśmy. Niby mieliśmy ochraniacze, ale jakoś w takim cieple, nie chciało nam się ich używać. 🙂
Oczywiście im wyżej, tym śniegu było coraz więcej. 🙂 Gdy doszedłem do Skaliska ubrałem wreszcie te ochraniacze, bo już w butach robiło się nieciekawie… Asia postanowiła to zrobić kilkadziesiąt metrów wcześniej. 🙂
Dojście do Skaliska miało dla mnie wymiar symboliczny. Bo to właśnie w tych okolicach na tym szlaku podczas pamiętnej Majówki 2009 idąc z Przemkiem totalnie się pogubiliśmy i finalnie wylądowaliśmy praktycznie na przejściu granicznym. 😀
Widok na kopułę szczytową Pilska dodał nam nowych sił i już za chwilę staliśmy koło krzyża i ołtarza. Obok pojawił się ciekawy kamienny obiekt przypominający nieco jakiś obelisk.
Tak jak praktycznie na całym niebieskim szlaku nie spotkaliśmy ani jednej żywej duszy, to tutaj wprost roiło się od turystów. Niektórzy niestety nie mieli za dobrych butów na śnieg, który jak się wpadło miejscami przekraczał pół metra. 😉
W schronisku na Hali Miziowej wypiliśmy pyszną kawkę, która ze słodką przekąską dopełniła wspaniałą górską niedzielę. 🙂
Na koniec czekał nas „mój ulubiony” odcinek szlaku czerwonego, ale przyznam szczerze, że o dziwo nawet był bardziej strawny niż zazwyczaj. Może to przez ten śnieg, który urozmaicał nasz marsz i skutecznie zakrywał wstrętne kamienie z korzeniami. 😀
Był i również potoczek, który Asia bez problemu pokonała mimo, że nie przepada za takimi atrakcjami. Tutaj również muszę wspomnieć Przemka i jego kąpiel w czerwcu 2010 – z tym że wtedy poziom wody był zdecydowanie wyższy i bardziej rwący. 🙂