Rajcza – Cięcina Dolna
czyli nie do końca udana próba przejścia górami z Rajczy do Żywca :)
W Beskidzie Żywieckim mało jest takich szlaków, na których jeszcze nie byliśmy. Większość pokonaliśmy często kilkakrotnie w obydwie strony. Jednak na mapie wciąż widnieją fragmenty ścieżek, na którym nasze nogi jeszcze nie stanęły. Do jednych z nich należy fragment niebieskiego szlaku z Kotarnicy do Żywca. Pamiętam, że trasa którejś z Chłost Beskidzkich przebiegała tym fragmentem szlaku, ale jakoś nie udało mi się do niej przystąpić.
Stąd też zrodził się pomysł, by przejść górami z Rajczy do Żywca. Jako transport wybraliśmy pociąg, którym lubimy podróżować, kiedy chcemy wędrować po górach.
Po dotarciu do stacji w Rajczy (tej z wieloma torami) ruszyliśmy niebieskim szlakiem w kierunku Hali Boraczej. Na początku szło się tam, jak zwykle ciężko, tak to jest jak po wyjściu z pociągu od razu czeka Cię ostre podejście. Z czasem jednak, kiedy się rozgrzaliśmy zaczęliśmy nabierać stosownej prędkości. Po drodze napotkaliśmy trzech turystów, którzy również podążali w tym samym kierunku. Gdy dotarliśmy na skraj hali, usiedliśmy na chwilę w szałasie na odpoczynek.
Po chwili byliśmy już na zielonym szlaku zmierzającym na Lipowską. Szlak ten również do niedawna nie był nam znany, kiedy jednak go poznaliśmy, od razu nam się spodobał. 🙂 Po zdobyciu grzbietu Lipowskiej, został tylko kawałek do schroniska, w którym czekała już na nas pyszna kawa. Po wspaniałym kawowaniu ruszyliśmy w dalszą drogę szlakiem żółtym, prowadzącym bezpośrednio na szczyt Romanki.
Oczywiście po drodze nie zapomniałem zapolować na borówki, które występują w tych okolicach w dużych ilościach. Kawałek za szczytem Romanki urządziliśmy sobie postój na skraju polany. Nie staliśmy tam za długo, bo wiedzieliśmy, że jeszcze nam pozostało sporo trasy do przejścia. Po konkretnym zejściu północno-wschodnim zboczem góry, znaleźliśmy się na skrzyżowaniu szlaków pod Kotarnicą. Tutaj właśnie zaczynaliśmy, wspomniany na początku, nieznany przez nas odcinek.
Początki nieznajomego szlaku niebieskiego były bardzo proste i bardzo dobrze oznakowane. Bez problemu zeszliśmy więc do Sopotni Małej. Tam na chwilę zgubiliśmy niebieskie znaczki szlakowe, ale wkrótce je odnaleźliśmy. Kawałek szlaku prowadził wzdłuż dosyć ruchliwej drogi na Wieprz. Na szczęście z drogi tej szybko zeszliśmy i wówczas czekało nas tylko podejście pod Jastrzębice. Asia myślała, że szlak prowadzi przez jej wierzchołek. Jednak tak nie było, a że byliśmy już trochę zmęczeni, to nie chciało nam się specjalnie wracać i na nią wdrapywać…. no dobra… Asia chciała 🙂
Przed kolejnym szczytem – Kiczorą zrobiliśmy krótką przerwę na łące z pięknym widokiem. Po przerwie uradowani, że już jesteśmy blisko Żywca, trochę się pogubiliśmy… Na Kiczorze zamiast w prawo, skręciliśmy w lewo i wylądowaliśmy w Juszczynie… Przyznam, że trochę zawaliłem, bo Asia kilka razy chciała się wrócić do miejsca gdzie ostatnio był widzialny szlak, jednak ja byłem nieugięty. Dodatkowo droga, którą szliśmy wydawała się tak szeroka jak szlak i to też mnie zmyliło. Minusem w tej sytuacji było też to, że w aplikacji mapy.cz nie widniał w ogóle szlak niebieski z Kotarnicy do Żywca. Tak więc wszystko sprzysięgło się przeciwko nam i wylądowaliśmy w Juszczynie. Plusem był fakt, że Asia tam nazbierała trochę grzybów. 🙂
Stamtąd czekała nas niezła asfaltówa do Wieprza, albo jak się później okazało, do Cięciny Dolnej. Marsz w pełnym słońcu, to jest to co uwielbiam najbardziej. ]:-> Bardzo się cieszyłem, gdy dotarliśmy w końcu do peronu kolejowego na stacji Cięcina Dolna, oj bardzo… Plusem była niewątpliwie wiata, dzięki której można się było schować przed ultra upierdliwym słońcem. Pociąg co prawda się trochę spóźnił, ale i tak czułem się bardzo szczęśliwy wracając nim do domu. 🙂