Szczebel

W świąteczny długi weekend postanowiliśmy pochodzić trochę po Beskidzie Wyspowym, gdyż nie za często wędrujemy po tamtejszych górach. Zaklepaliśmy więc trzy noclegi w Mszanie Dolnej i pojechaliśmy do tej miejscowości rano w Boże Ciało. Z racji, że zameldować mogliśmy się dopiero popołudniu zaparkowaliśmy auto na bezpłatnym parkingu przy Biedronce w pobliżu Raby i udaliśmy się w kierunku czarnego szlaku prowadzącego na Szczebel.
Kiedy rozpoczęliśmy wędrówkę było już sporo po godzinie 10, więc musieliśmy trochę przycisnąć, gdyż na popołudnie pogodowi spece zapowiadali przejście frontu burzowego. Dlatego też na ten dzień nie planowaliśmy długiej wycieczki. Zamierzaliśmy jedynie zdobyć Szczebel najbardziej stromym podejściem czyli czarnym szlakiem z Mszany Dolnej. Asia jeszcze na Szczeblu nie była, natomiast dla mnie było to drugie wyjście tym szlakiem na tą górę. Wcześniej byłem tutaj z Dorotą i Pawłem, kiedy urządziliśmy sobie krótki listopadowy wypad po Beskidzie Wyspowym w listopadzie 2013 roku.

Początkowo mieliśmy do pokonania około półtora kilometrowy odcinek drogi/ścieżki wzdłuż Raby, którym zamierzaliśmy dostać się do czarnego szlaku. Do ulicy Krakowskiej, bo właśnie nią prowadził szlak na Szczebel, dotarliśmy w około 30 minut. Po przekroczeniu Raby kolejnym etapem wędrówki był marsz drogą asfaltową przez przysiółek Zarąbki.

25 minut później stanęliśmy już pod wschodnim zboczem czy może bardziej wschodnim filarem (chociaż może to zabawnie brzmi) Szczebla. To nim prowadzi jeden z bardziej stromym odcinków szlakowych w całych Beskidach. Niby tylko ponad 430 metrów do góry, ale na dystansie prawie 1,8 km. Najgorsze są pierwsze 1,2 km, podczas których należy pokonać 354 metry przewyższenia. Niby jest stromo, ale wychodzi się tam stosunkowo szybko, szczególnie przy takich pieśniach jakie płynęły do naszych uszu w pobliskiego kościoła w Kasince Małej – w końcu było Boże Ciało. 🙂




Podejście pokonaliśmy w nieco ponad godzinę (1:05 h), co jest chyba nie najgorszym czasem. Na wierzchołku ucieszyliśmy się z widoków, które rozciągały się w kierunku wschodnim i północno-wschodnim. Ja już nie pamiętałem czy z tego szczytu cokolwiek widać, a tu się jednak okazało że tak jest. 🙂

Pierwotnie rozważaliśmy też opcję zdobycia jeszcze Małego Szczebla (770 m. npm), a także innych pobliskich wierzchołków (Czechówka, Mały Groń) oraz jaskini (Zimna Dziura), ale szybko doszliśmy do wniosku, że nie chcę nam się schodzić ponad 200 metrów. Samo zejście może i by nie było takie straszne, ale potem musielibyśmy ponownie wracać na najwyższy z wierzchołków masywu Szczebla, a to już by zajęło za dużo czasu i moglibyśmy się nie wyrobić przed burzami.




Na szczycie zrobiliśmy półgodzinny postój, podczas którego zostaliśmy poczęstowali przez miłego pana kawą. Na górze nie było zbyt wielu turystów, ale kiedy wyruszyliśmy przed godziną 13 w dalszą podróż to spotkaliśmy dużą grupę udającą się na szczyt od Przełęczy Glisne.
Ogólne tym zielonym szlakiem (od Przełęczy Glisne) na szczyt podążało dużo więcej osób, aniżeli naszym szlakiem czarnym – ciekawe dlaczego – czyżby było mniej stromo. 🙂
W 15 minut od wyruszenia ze Szczebla dotarliśmy do Małej Góry (883 m. npm) o czym poinformowała nas przyjemna tabliczka, których jest bardzo dużo w górach Beskidu Wyspowego – szkoda, że w innych pasmach beskidzkich nie ma takich oznaczeń szczytów…

O godzinie 13:40 (czyli 30 minut od Małej Góry) zeszliśmy na Przełęcz Glisne, która rozciąga się pomiędzy szczytami Małej Góry i Lubonia Wielkiego. Luboń również był dobrze widoczny w okolicach przełęczy, ale tego dnia tam się nie wybieraliśmy.
Na przełęczy na otwartej przestrzeni zauważyliśmy, że na niebie pojawiło się już coraz więcej chmur co zwiastowało nadchodzą zmianę pogody. Na szczęście nasza wycieczka powoli dobiegała do końca – pozostało nam w zasadzie tylko zejście z przełęczy do centrum Mszany Dolnej.


Asia jednak wymyśliła jeszcze by w drodze powrotnej zdobyć jeszcze Okrągłą – niewielki szczyt położony w pobliżu wsi Glisne, w bliskim sąsiedztwie Małego Szlaku Beskidzkiego, którym aktualnie się poruszaliśmy.

Droga na szczyt była dobrze oznaczona, dlatego bez problemów tam trafiliśmy. Na górze poza tabliczką i dwoma małymi ławeczkami nie było niczego szczególnego, ale zawsze to kolejny szczyt do naszej Korony Beskidu Wyspowego. 🙂 Śmieję się, bo ja za koronami nie przepadam, ale zdobyć wszystkie szczyty z danego pasma górskiego bym chciał.

Góra była łatwa do zdobycia, ale te 10 minut zejścia zapamiętam na długo. 🙂 Po zejściu przez chwilę znaleźliśmy się ponownie na czerwonym szlaku, ale Asia znalazła ciekawą alternatywę, która ciągła się w postaci wygodnej drogi szutrowej a potem i asfaltowej, z której rozciągały się ciekawe widoki na okoliczne szczyty Beskidu Wyspowego.

Szybko dotarliśmy ponownie do drogi, którą wcześniej szliśmy z Przełęczy Glisne do centrum wsi Glisne. Następnie pokonaliśmy most na Rabie i zeszliśmy z jego boku na ścieżkę położoną pod nim i nią dotarliśmy do parkingu, przy którym stało nasze auto. Naszą udaną wyprawę uczciliśmy lodami zjedzonymi w towarzystwie łabędzi. 🙂

Po zameldowaniu udaliśmy się do centrum miejscowości na jakieś jadło i po drodze już prawie dopadła nas pierwsza z burz, które tego wieczora licznie przeszły przez Mszanę Dolną i jej okolice. My mogliśmy jednak mile wspominać pierwszą udaną wycieczkę podczas naszego pobytu zajadając się pizzą i obserwując latające gromy zza okien restauracji. 🙂