Jasień
W drugi dzień naszego urlopu w Beskidzie Wyspowym postanowiliśmy wykorzystać bardzo dobrą komunikację publiczną w okolicy Mszany Dolnej. Rano wsiedliśmy do busa, który zawiózł nas do Jurkowa, tak że około godziny 10 byliśmy w centrum tej miejscowości.
Tego dnia trasa naszej wycieczki przedstawiała się już bardziej ambitniej od wczoraj. Wg planu mieliśmy z Jurkowa dojść do Półrzeczek, następnie wyjść na Krzystonów, potem na Jasień i Kiczorę, by przez Ostrą i Ogorzałą zejść do Mszany Górnej, a z niej wrócić do naszej kwatery. Całość wycieczki liczyła około 26 km, więc zapowiadało się już konkretne wędrowanie po „wyspach”.
Półrzeczki osiągnęliśmy w 20 minut o czym informowała nam zielona tablica. Jednak do rozpoczęcia naszego zielonego szlaku był jeszcze kawałek. Ostatnio kiedy wędrowaliśmy po tej wsi w 2016 roku (wówczas wracaliśmy z Mogielicy) to pamiętam, że występowały tutaj zaczepne bezpańskie psy – temu się trochę obawiałem, że znowu będzie podobnie. Jednak poza jednym małym pieskiem, którzy szybko odpuścił to na szczęście obyło się bez poważniejszych psich incydentów.
Około 10:50 weszliśmy na zielony szlak prowadzący w kierunku Szczawy (Szczawa Białe). Nas jednak tylko interesowała droga od Półrzeczek do skrzyżowania ze szlakiem żółtym. Owy węzeł szlakowy znajdował się w pobliżu bazy namiotowej na polanie Wały oraz wierzchołka Krzystonowa.
Najpierw przeszliśmy Miśki, potem Świstaki (dzielnice Półrzeczek), by po piętnastu minutach całkowicie już opuścić zabudowania tej miejscowości. Na pobliskich polanach błogo pasły się krowy, a my wytrwale powoli nabieraliśmy wysokości. W lesie również były ciekawe zwierzaki, na początku bardzo powszechne żuczki, ale potem Asia o mało co nie rozdeptała pięknego zaskrońca, które ukrywał się pomiędzy patykami na środku szlaku. 🙂
Tuż przed południem dotarliśmy do naszego pierwszego dziś węzła szlakowego. Spotkaliśmy tam ludzi, którzy chcieli skorzystać z łazienki w bazie na Polanie Wały. Widząc to stwierdziliśmy, że najpierw pójdziemy na wierzchołek Krzystonowa. Zajęło nam to niecałe 10 minut, ale to w zupełności wystarczyło, by ich już na Polanie Wały nie spotkać. 🙂
W bazie należącej do Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich z Katowic posiedzieliśmy około 15 minut. Oczywiście bylibyśmy tam dużo dłużej, bo bardzo przyjemnie nam tam się siedziało, ale czas naglił, a mieliśmy jeszcze kawał drogi do Mszany. Dobrze, że w połowie czerwca przypadają jedne z najdłuższych dniu w roku, bo inaczej pewnie kończyli byśmy tą wycieczkę po ciemku.
Kolejnym etapem naszej wyprawy był Jasień, a konkretnie duża polana położona na jego północno-wschodnich zboczach – Polana Skalne. Z bazy mieliśmy do niej niecałe 1,5 km, co przeszliśmy w 23 minuty – może było by i szybciej, ale po drodze musieliśmy mijać się z wielką grupą turystów pod kierownictwem przewodnika – wyglądali jak tradycyjna grupa PTT z przewodnikiem. 🙂
Polana Skalne rozpościera się pomiędzy szczytami Kutrzycy i Jasienia, położona jest na wysokości od 1010 do 1063 m n.p.m., a w jej południowej części znajduje się bacówka. Wydaje mi się, że jest też dosyć popularna wśród turystów, bo jak tam dotarliśmy to przy ławeczce była spora ich ilość.
Czmychnęliśmy stamtąd czym prędzej i już po 15 minutach zdobyliśmy najwyższych szczyt naszej wyprawy – Jasień (1063 m n.p.m.). Na szczycie znajduję się Ławka Benedykta, na której dane nam było na chwilę usiąść, w przeciwieństwie do ławki na Kutrzycy, która była oblegana przez turystów. 🙂
Z Jasienia od razu ruszyliśmy w dalszą drogę, ale musieliśmy uważać, by skręcić na właściwy szlak, bo inaczej zaszlibyśmy do Lubomierza. Nowym szlakiem był ten znakowany na zielono i to on miał nas doprowadzić już bezpośrednio do Mszany Dolnej.
Piętnaście minut później zdobyliśmy Polanę Łąki, na której znajdowała się Ławka Joanny – więc czekała nas tam kilkuminutowa sesja fotograficzna. 🙂 Z widoków rozciągających się z tego miejsca widoczne były nasze kolejne szczyty, które mieliśmy w planie tego dnia pokonać. Najlepiej była widoczna pobliska Kiczora (901 m n.p.m.), do której mieliśmy około 45 minut, a gdzieś z tyłu majaczyła Ostra z Ogorzałą. 🙂
Pogoda tego dnia była zróżnicowana, to jest były momenty kiedy mocno świeciło słońce, ale momentami potrafiło się też solidnie zachmurzyć, że wydawało się że zaraz zacznie coś padać.
Przełęcz pod Kobylicą to miejsce położone pomiędzy Polaną Łąki, a Kiczorą. W tym miejscu odchodzi kolejny(czarny) szlak w kierunku Lubomierza. Kawałek za przełęczą odbiliśmy nieco ze szlaku, by zdobyć szczyt Kiczory, bo szlak omija go od południa. Była godzina 14 kiedy na nim stanęliśmy i by już nie nadkładać drogi zeszliśmy z niego ścieżką wzdłuż szlaku.
Ostanie fragmenty lasu pokonywaliśmy ciekawym wąwozem wyścielonym bardzo ładnymi kamieniami – wyglądało jakby je układał jakiś brukarz. 14:30 to godzina, w której przecięliśmy drogę prowadzącą ze wsi Łętowe do Wilczyc. Tym samym przed nami malowało się ostatnie małe pasemko (Ogorzałej), które musieliśmy tego dnia pokonać, by trafić już na stałe do miejskiej cywilizacji.
Z drogowej przełęczy bardzo dostojnie prezentował się Ćwilin z Czarnym Działem oraz Lubogoszcza (w oddali). Ostra znajdowała się około 3 km od przełęczy, więc do głównego podejścia na szczyt był kawałek drogi. Wiodła ona przez łąki, pola oraz niewielkie skupiska leśne. W pewnym momencie trochę pogubiliśmy szlak, ponadto gdzieniegdzie znajdowały się tabliczki „Teren prywatny”, także musieliśmy uważać, by nas ktoś nie odstrzelił. To oczywiście żart – przecież nie jesteśmy w Teksasie, ale na słowną reprymendę też nie mieliśmy za bardzo ochoty.
Jednym z dłuższych chwil ze słońcem wykorzystaliśmy na jednej z polan, na której zrobiliśmy sobie krótki, 15-minutowy postój. Kwadrans po wyruszenia z postoju dotarliśmy do podejścia na Ostrą. Rozpoczęło się ono mniej więcej na wysokości 630 m n.pm. kiedy to minęliśmy szutrową drogę schodzącą do Wilczyc. Pomimo 150 metrów podejścia na szczyt Ostrej weszliśmy tam w 20 minut, więc pomimo przejścia już wielu kilometrów zmęczenia za bardzo nie odczuwaliśmy.
Na Ostrej była kolejna z podpisanych ławek – Ławka Edyty. Nie mieliśmy okazji posadzić naszych tyłków na niej, bo przerwę planowaliśmy na kolejnej górce – Ogorzałej, do której mieliśmy niecały kilometr 🙂
Podobnie jak wcześniejsza Kiczora również i Ogorzała znajdowała się poza wyznaczoną drogą i szlak ją omijał od południa. Musieliśmy więc w odpowiednim miejscu z niego zejść i 30 metrów wytargać w górę. Na szczyt prowadziła naprawdę szeroka droga, więc poza nagłym nabieraniu wysokości szło się po niej mega komfortowo.
O godzinie 15:54 padła Ogorzała – nasza ostatnia górka, teraz miało być już tylko w dół i w dół. Tutaj była tylko prowizoryczna ławeczka więc było średnio wygodnie, ale i tak warto było zdobyć tej szczyt. Jeśli chodzi o widoki, to były one podobne do tych widzianych z przełęczy. Co prawda pomiędzy drzewami, ale jednak dużo bliżej były widoczne Ćwilin z Czarnem Działem i Lubogoszcza.
Podczas zejścia z Ogorzałej trochę nas pokropił deszcz, ale nie zrobiła się z tego jakaś większa ulewa. Wkrótce opuściliśmy lasy okalające szczyt i wyszliśmy na wszędobylskie zielone polany ciągnące się praktycznie pod zabudowania Mszany Górnej.
Z polan otwarły się panoramiczne widoki na ciekawsze szczyty Beskidu Wyspowego – Luboń Wielki, Szczebel, Lubogoszcz. Choć prezentowały się one trochę mrocznie przez ciemne chmury który dosyć konkretnie przykryły niebo.
Tuż przez godziną 17 dotarliśmy do drogi, którą jechaliśmy rano busem łączącą Mszanę Górną z Jurkowem. Kawałek dalej był sklep, w którym zaopatrzyłem się w dwa rożki – by jakoś dociągnąć na oparach do tej większej z Mszan – żartuje, ale coś mi się należało za przejście takiej zróżnicowanej trasy. 🙂
Ostatni etap szlaku prowadził wzdłuż Mszanki, aż do głównej drogi miasta – drogi krajowej nr 28. Idąc prawym brzegiem rzeki nagle zauważyliśmy jakiegoś pana, który wykorzystuje betonowe klocki położone wzdłuż rzeki do przejścia na jej drugi brzeg. Również je wykorzystaliśmy i także znaleźliśmy się na lewym brzegi Mszanki w pobliżu Parku Krasińskich, ale ile Asia musiała najeść się strachu podczas tego przejścia to tylko ona sama wie. 🙂