Błotnisty Lubomir
czyli zdobywanie wybitnego szczytu w Beskidzie Wyspowym lub najwyższego szczytu w Beskidzie Makowskim...
Wycieczkę rozpoczęliśmy w centrum Pcimia, gdzie zaparkowaliśmy samochód. Od razu trafiliśmy na zestaw szlaków i wybraliśmy ten w kolorze żółtym, który miał nas zaprowadzić na Działek.
Po przekroczeniu kładki na Rabie skierowaliśmy się na północ, by za jakiś czas opuścić ostatnie pcimskie domostwa. Zaczęły się polany, a wraz z nimi całkiem niezłe błotko. 🙂
Mimo iż na Działek z mapy wydawało się blisko, to jednak w rzeczywistości tak nie było… Ogólnie szło się nam bardzo przyjemnie… tylko dwie rzeczy były ciężkie do polubienia… błoto i bardzo głośne odgłosy, już pozostawionej daleko, Zakopianki.
W pobliżu Krzywickiej Góry spotkaliśmy tego oto grzyba. Rósł bardzo blisko miejsca gdzie można było dojść do Diabelskiego Kamienia.
Kamień mnie bardzo pozytywnie zaskoczył, bo jest naprawdę duży… a ja spodziewałem się czegoś zdecydowanie mniejszego… 🙂
Były takie momenty, że już powoli traciliśmy cierpliwość co to tej błotnistej nawierzchni. Na szczęście w końcu zdobyliśmy Działek i zmieniliśmy szlak z żółtego na czerwony. Może nie był idealny, ale był trochę lepszy od poprzedniego…
Na Kudłaczach zrobiliśmy sobie przerwę od błota na kawę… Potem jednak gdy szliśmy czerwonym szlakiem błotko znów powróciło – w niektórych miejscach tworzyło nawet ciekawe bajorka. 😉
Na Lubomirze byliśmy tylko na chwilę, ponieważ słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a nie chcieliśmy schodzić po ciemku przy takim błocie. 🙂
Przy ponownej wizycie na Kudłaczach zrobiliśmy trochę większy postój na jedzenie i picie herbaty. Tym razem nie wchodziliśmy do środka…
Po przerwie rozpoczęliśmy mozolną wędrówkę czarnym szlakiem w kierunku Pcimia. Po drodze Asia chciała dorwać kolejnego kota do swojej bogatej kolekcji, ale ten był wielkim indywidualistą i nie chciał by go ktoś za bardzo dotykał… poszedł więc w kierunku schroniska. 🙂
Do auta udało się nam zejść za dnia, jednak maszerując, a momentami zbiegając czarnym szlakiem musieliśmy uważać by nie wywinąć orła na tej błotnistej mazi. 🙂