Chrobacza Łąka na zimowo
Pierwszą poważniejszą zimową trasę udało nam się zrobić dopiero 13 stycznia. Duży wpływ na taki stan rzeczy miał fakt, że w okresie świąteczno-noworocznym nigdzie nie wyjeżdżaliśmy. Drugim powodem była duża ilość śniegu w górach. Jednak w drugą niedzielę stycznia postanowiliśmy sprawdzić na żywo, jak wygląda sytuacja z warunkami śniegowymi w Beskidzie Małym.
Początkowo zamierzaliśmy pieszo dojść do Straconki (dzielnica Bielska-Białej), ale gdy tuż po wyjściu z domu zaczęło padać, szybko zmieniliśmy decyzję i poszliśmy na autobus (numer 11). Podjechaliśmy nim do kościoła w Straconce i stamtąd ruszyliśmy czerwonym szlakiem (Mały Szlak Beskidzki) w kierunku Gaików.
Już początkowa asfaltowa droga wymagała mocnej wytrzymałości ponieważ prowadziła ona mocno pod górę. Jednak gdy skończyły się zabudowania i obszczekały nas ostatnie straceńskie psy, zrobiło się nieco łagodniej i można było z przyjemnością napawać się zimowymi krajobrazami małobeskidzkich lasów.
Tuż po pokonaniu pierwszych leśnych wzniesień przecieliśmy drogę leśną (nazywaną przez nas autostradą). Tam spotkaliśmy pierwszych ludzi – biegaczy, którzy podążali w kierunku Lipnika (kolejna dzielnica Bielska-Białej). Od tego momentu zrobiło się znowu stromiej, do momentu w którym znów natrafiliśmy na szerszą drogę leśną. Tą wędrowało się wygodniej, a i nabieranie wysokości było bardziej rozłożone w czasie. 🙂
Wkrótce spotkaliśmy kolejnego turystę, ale ogólnie ruch turystyczny był znikomy. Po chwili doszliśmy do miejsca, z którego rozpościera się piękny widok na Bielsko. Miejsce to ogrodzone jest płotem, a w nim w jednym miejscu zbudowana jest niewielka platforma, na którą można wejść by podziwiać piekną panoramę miasta i okolic.
Stamtąd nie ma już daleko do szczytu Gaików ruszyliśmy więc na niego żwawo. Wszak właśnie tam mieliśmy zaplanowaną pierwszą, dłuższą przerwę. Jeśli chodzi o szlak to był w dobrym stanie, bo ktoś wcześniej przejechał po nim na nartach.
Na Gaikach zrobiliśmy sobie obiecaną przerwę, na kanapki i herbatę. W między czasie gdy się posilaliśmy od strony Przegibka przyszła trójka turystów. Widąc, że za długo nie mają zamiaru odpoczywać, szybciej się zebraliśmy, by być przed nimi na szlaku w kierunku Chrobaczej Łąki.
Zimowa sceneria Beskidu Małego była bardzo ujmująca. Drzewa przysypane ogromną ilością śniegu pokazywały prawdziwe oblicze górskiej zimy. W pobliżu Groniczek niebo zasnuły chmury i zrobiło się mlecznie.
Tuż przed zejściem ze szczytu Groniczek na Przełęcz u Panienki spotkaliśmy naszego narciarskiego przecieracza, który jak się okazało również sunął na nartach od Straconki. 🙂 Drzewo przy kapliczce było złamane. Natomiast szlak żółty od strony Kóz na Chrobaczą bardzo ładnie przetarty. 🙂
Na tym końcowym odcinku podejściowym spotkaliśmy już nieco więcej turystów. Było też ich sporo w schronisku – na szczeście znalazł się kawałek miejsca przy stole, przy którym mogliśmy się napić pysznej kawki. Jednak gdy już trochę wystygliśmy to stwierdziliśmy, że trzeba brać nogi za pas.
Po opuszczeniu schroniska poszliśmy jeszcze zobaczyć turystyczną wiatę z bliska. Wiata na skraju polany stoi już tam długo, ale jeszcze nie mieliśmy okazji przyjrzeć się jej bliżej, bo zawsze była zajęta i kręcili się koło niej jacyś ludzie. Teraz w sumie też było podobnie, ale Asia przynajmniej przy okazji zrobiła im zdjęcie. 🙂
Z Chrobaczej Łąki mieliśmy schodzić do Kóz szlakiem papieskim. Tak też uczyniliśmy, choć wpierw nasza droga zejściowa prowadziła czerwonym szlakiem w kierunku Bujakowskiego Gronia. Po skrzyżowaniu się szlaku z Nową drogą na Chrobaczą, odbiliśmy na szlak oznaczony żółtym krzyżykiem. Ten doprowadził nas do koziańskiego kamieniołomu, wcześniej trawersując północne stoki Chrobaczej.
Z kamieniołomu schodziliśmy już standardową trasą. Do koziańskich włości dostaliśmy się za pomocą ulic: Działy i Tęczowej. 🙂 Przy tej drugiej w pobliżu mostku na Czerwonce pasły się konie. Około 15:15 doszliśmy do domu czyli cała wyprawa zajęła nam niecałe 5 godzin.