Burzowy Leskowiec
Po niezwykle wyczerpującej trasie Zwardoń – Szczyrk, przyszła pora na coś lekkiego. W niedziele 29 maja odwiedziliśmy po długiej przerwie Beskid Mały. Miał byś relaks, a wyszedł spory stres, przynajmniej w moim wykonaniu, bo Asia się burz nie boi.
Po zaparkowaniu auta w Ponikwi, uderzyliśmy przez Przełęcz Czesława Panczakiewicza na Bliźniaki. Z przecinki pod szczytem Bliźniaków bardzo dobrze było widać Chocznie i Inwałd.
Po ostrym zejściu z Bliźnaków doszliśmy do drogi asfaltowej prowadzącej do wsi Kaczyna. Tuż obok znajduje się miejsce po kamieniołomie, które jest bardzo dobrze widoczne ze szlaku.
Po dojściu do skrzyżowania Panienka zrobiliśmy sobie krótki postój. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy co nas będzie czekać na zielonym szlaku prowadzącym na Groń Jana Pawła II.
Około 12:30 opuściliśmy skrzyżowanie i krótko po tym usłyszeliśmy pierwsze grzmoty. Na początku nic sobie z nich nie robiliśmy, choć ja już czułem niepokój, bo przeżyłem sporo burz w górach. Za jakiś czas doszliśmy do Przełęczy Kaczyńskiej i tam zrobiłem ostatnie zdjęcia przed burzą.
Potem już było tylko gorzej, bo zaczęło ostro lać. Co prawda pioruny nie waliły za blisko, ale bałem się szczególnie wspinaczki na Gancarza, bo on nam jeszcze stał na drodze przed Groniem JPII. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło mimo kilku soczystych uderzeń piorunów tuż pod szczytem Gronia.
W schronisku praktycznie nie było słychać burzy, bo panował w nim straszny gwar. Było tam bardzo dużo ludzi, których podobnie jak nas, burza zaskoczyła w drodze na Leskowiec. W końcu gdy go opuściliśmy oczom naszym ukazał się piękny widok nawałnicy przetaczającej się przez Wadowice i kierującej się w stronę Krakowa.
Podczas zejścia jeszcze coś tam mruczało, ale ogólnie burza się od nas oddalała. Tuż po dotarciu do pierwszych zabudowań Ponikwi stanęła nam na drodze spora rzeka… na szczęście obok był mostek. 😉