Zla i Dobra Kolata
czyli zdobywanie najwyższego szczytu Czarnogóry
Drugi dzień naszego pobytu w Górach Przeklętych miał być najbardziej wymagający. Wszak wtedy mieliśmy zdobywać Złą Kolatę, która jest najwyższym szczytem całej Czarnogóry.
Tego dnia wstawaliśmy zdecydowanie wcześniej, bo w okolicach godziny 6. Śniadanie również było wcześniej niż zazwyczaj. Spod hotelu wyruszyliśmy około 7, by po 15 minutach znaleźć się w okolicy meczetu w Vusanje.
Dopiero to miejsce można uznać za oficjalny start naszej wycieczki. Od samego początku szlak prowadził stromymi uliczkami należącymi do wsi Vusanje. Na rozgrzewkę również musieliśmy trochę poczekać, bo z początku w ogóle nie było miejsca na jej przeprowadzenie.
Gdy tak nabieraliśmy wysokości to po prawej stronie od szlaku przepięknie prezentowała się namalowana jak z bajki Dolina Ropojana.
Na początku ścieżka prowadziła nas dosyć szeroką drogą, przy której od czasu do czasu można było dostrzec jakieś odległe zabudowania. Podczas mijania jednego z takich domostw natrafiliśmy na groby należące do rodziny Dedushi, które schowane były za niewielkim ogrodzeniem.
Po nieco ponad godzinie marszu podczas, którego wędrowaliśmy przez polany i las, przewodnik Adam zarządził postój. Znajdowaliśmy się wtedy na dużej polanie, na której na szczęście rosły pojedyncze drzewa. Właśnie pod jednym z nich odpoczywaliśmy w przyjemnym cieniu. To właśnie tutaj po raz pierwszy spotkaliśmy mieszkańców pobliskiego domu, który pełnił rolę skromnego schroniska. Z tego miejsca wspaniale widać było Dobrą Kolatę, która przypominała swoim wyglądem wielki, wapienny ostrosłup.
Kawałek dalej dotarliśmy do pierwszego skrzyżowania szlaków, na którym lekko skręcaliśmy na prawo. Właśnie od tego miejsca ukształtowanie terenu uległo zmianie i pojawiło się, jak to określił na przewodnik – „krasowe dziadostwo”. 🙂
Po około 15 minutach wędrowania terenem krasowym doszliśmy do kolejnego – tym razem już lepiej oznaczonego skrzyżowania szlaków. Tabliczki informowały nas, że do Złej Kolaty zostało jeszcze 3,5 godziny (4,6 kilometra). Ten węzeł szlakowy położony był na sporej polanie pośród rozmaitych skał. Te od północy były wyjątkowo masywne i siedząc blisko przy nich można było zdobyć jeszcze trochę ostatniego cienia. Wielu z nas z tego skorzystało i ten ostatni większy postój spędziło chroniąc się przez palącym słońcem.
Z tego miejsca zza okolicznych skał śmiało na nas spoglądała Dobra Kolata, która już nie wydawała się tak daleko, jak podczas poprzedniego postoju. Faktycznie była już bliżej, ale skłamałbym mówiąc, że była już blisko. 🙂
Około 20 minutowy postój dobrze wpłynął na grupę i przydał się w pokonywaniu trzech konkretnie oddalonych od siebie skalnych progów. Teren po którym szliśmy był bardzo ciekawy i nie przypominam sobie, bym kiedyś po czymś takich chodził. Skałki, trawy, lekkie zagłębienia terenu i prawdziwe „dziury” mogliśmy spotkać na swojej drodze.
Ostatni z progów znajdował się w miejscu, gdzie była Jaskinia Lodowa. Znaczy się tutaj znajdował się jej wylot, bo jaskinia jest podobno pionowym szybem. Stanie przy jej wejściu zapewniało solidną porcję orzeźwienia, ponieważ wylatywało z niej bardzo zimne powietrze.
Mniej więcej w tym miejscu chcieliśmy już iść sami na Złą Kolatę, ale jeszcze nie wiedzieliśmy czy możemy tak zrobić. 🙂 Najwyższy szczyt Czarnogóry był już z tego miejsca widoczny i wspaniale wyglądał na tle bezchmurnego nieba.
Tak czy inaczej w okolicy jaskini nastąpiło lekkie rozszczepienie grupy. Nasza piątka zaczęła powolutku wyrywać do przodu, choć na początku nie było tego aż tak widać.
Mniej więcej po 20 minutach zdobyliśmy z Asią przełęcz Qafa Prosllopit. Obcykaliśmy ją zdjęciami i ruszyliśmy w pogoni za Mariuszem, Asią i Maćkiem, którzy nas wyprzedzili, bo nie wychodzili na przełęcz.
Z przełęczy widać było Dobrą Kolatę i kawałek terenu, którym mieliśmy podejść do jej zachodniego zbocza. To właśnie za jego pomocą mieliśmy dostać się na przełęcz – Prevoj Kolata – rozdzielającą trzy Kolaty (Dobrą, Złą i albańską Maję Kollates).
Trochę trwało zanim dogoniliśmy resztę ucieczki, ale udało nam się tego dokonać pod północno-zachodnimi zboczami Złej Kolaty. Od tego momentu szliśmy w pięcioosobowej grupie – jak to zazwyczaj bywało. 🙂
Wkrótce nadszedł moment, w którym ujrzeliśmy przełęcz Prevoj Kolata oraz teren którędy prowadził na nią szlak. Zachodnie zbocze Dobrej Kolaty stanowiły strome półki skalne pomiędzy którymi wiła się nasza droga. Powiem szczerze, że z dołu wyglądały trochę poważnie. Gdy zaczęliśmy nimi iść nie było już tak strasznie, ale w niektórych miejscach trzeba było mieć się na baczności.
Na półkach spotkaliśmy Polaków, którzy wybrali się na Bałkany, by pozdobywać wszystkie najwyższe szczyty wszystkich bałkańskich krajów.
Wspinaczka na przełęcz od dojścia do właściwego zbocza zajęła nam około 30 minut. Siodło było bardzo szerokie i pokryte trawą oraz drobnymi skałkami. Mariusz, który wystrzelił na półkach jak rakieta, wdrapywał się już na Złą Kolatę. A ponoć miał zaczekać na nas na przełęczy… 🙂
My również, po chwili odpoczynku ruszyliśmy za nim. Daleko już nie było, szło się również przyjemnie. Minęło 20 minut i już byliśmy na dachu Czarnogóry.
Mnie najbardziej zaskoczył wierzchołek Złej Kolaty. Myślałem, że będzie tutaj mało miejsca, a tutaj było go tyle, że można by i w piłkę zagrać mecz. Było tam dużo trawy i masę miejsca – można było się położyć jak na wielkiej plaży. 🙂
Widoki na wszystkie strony były tak rozległe, że ciężko było je mózgiem ogarnąć. Wspaniale i bardzo dokładnie było widać Maję Kolatę i nasz najbliższy cel – Dobrą Kolatę. Już wcześniej ustaliliśmy z przewodnikiem, że chcieliśmy tam iść – a on nie miał nic przeciwko. Jak się potem okazało szkoda, że nie zapytaliśmy się o jej albańską odpowiedniczkę – bo również i tam moglibyśmy pójść.
Na szczycie posililiśmy się suchym prowiantem, który zawsze dostawaliśmy w Hotelu Rosi przed każdą górską wycieczką. 🙂
Ciężko było nam opuszczać wierzchołek Złej Kolaty, ale po prawie 30 minutach tam spędzonych trzeba było w końcu się ruszyć, by zdążyć jeszcze zdobyć jej niższą siostrę.
Na przełęcz zeszliśmy w ciągu 10 minut, minęliśmy siedzącego na niej Adama i ruszyliśmy w kierunku szczytu Dobrej Kolaty. Drogę zdobiła wyraźna ścieżka, więc nie dało się zgubić.
Po prawej stronie kapitalnie otworzył się przed nami widok na kocioł położony pomiędzy Mają, a Dobrą Kolatą. Z podejścia również i Zla Kolata wyglądała dostojnie.
Po około 5 minutach kopczyki poprowadziły nas lewą stroną od grani. Przechodziliśmy blisko dużych skał – to było trochę czujne miejsce – by za moment wyjść ponownie na grań.
Na grani w dwóch miejsca również było wąsko i tam też trzeba było uważać. Ale tak szczerze mówiąc to nie było trudno przedsięwzięcie, ale na pewno bardziej wymagające niż na Zlej Kolacie.
Na szczycie zrobiliśmy sobie przerwę i czekaliśmy na kolejnych zdobywców. Ci przybywali w dużych odstępach czasowych ze względów fotograficznych. 🙂
Były zdjęcia z banerem, bez banera, panoramki – odważnie twierdzę, że z Dobrej Kolaty wyszły zdjęcia równie dobre, a może i nawet lepsze od tych z tej wyższej góry.
Szybko zeszliśmy również i z tej górki. Asi marzyła się jeszcze Maja Kolata, ale z racji tego, że nie ustaliliśmy tego wcześniej z Adamem, to tam nie poszliśmy.
Praktycznie od razu rozpoczęliśmy zejście i w niecałą godzinę znaleźliśmy się przy jaskini. Po półtorej godzinie schodzenia byliśmy już przy naszych wielkich skał – tam gdzie mieliśmy drugi postój. A po czasie 2:20 byliśmy już na piwie w prowizorycznym schronisku – wybornie smakowało. Było tam fajnie, tylko jak dla mnie trochę za głośno, a poza tym nie chcieliśmy blokować miejsca ludziom, którzy przychodzili i nie mieli gdzie siedzieć.
Ruszyliśmy więc na dół i po około godzinie staliśmy już przy tym samym meczecie, spod którego rano wychodziliśmy na szlak. Poszukaliśmy więc jakiejś knajpki z piwem i szybko znaleźliśmy tam naszych grupowiczów. Koło tej gospody znajdował się bardzo ciekawy wodospad. 🙂