Crvena Greda
Kolejną wycieczkę górską mieliśmy dopiero w czwartek, ponieważ poprzedniego dnia większość grupy zadecydowała, że chcą uczestniczyć w raftingu. Ja nie jestem zwolennikiem takich atrakcji, więc zostałem sobie w naszym pokoju, a Asia pojechała razem z grupą nad Tarę. Tego dnia również kilka osób wybrało się w małych grupach w góry i teoretycznie mogłem do nich dołączyć, ale ze względu na mocne przegrzanie czachy wolałem tego dnia sobie odpocząć od mocnego górskiego słońca. 🙂
Tego dnia na trasę – podobnie jak w przypadku Grani Niedźwiedzi – wyruszaliśmy spod naszego ośrodka noclegowego. Gdy dotarliśmy do Jeziora Czarnego odbyliśmy nad nim rozgrzewkę i ruszyliśmy w stronę – widocznej znad jeziora – skalistej Crvenej Gredy.
Na początku wędrówki skierowaliśmy się wzdłuż jeziora by dotrzeć do węzła szlakowego położonego około 0,5 km od jego najbardziej wysuniętej na północ części. Tam odbiliśmy na prawo na ścieżkę prowadzącą w pobliże Barno jezero. Przy czym to jezioro było tak zarośnięte trawą, że praktycznie go nie było widać. Asia próbowała dotrzeć do jego wód, ale gdy zeszła do niecki jeziora i natrafiła na teren podmokły – to zrezygnowała z tego pomysłu.
Po obejściu trawiastego jeziora od południa oraz wschodu i przejściu przez płytki las dotarliśmy na skraj wsi Bosača. Idąc przez tą wioskę zauważyłem, że mieszkańcy mają z niej doskonały widok na dużą cześć Grani Niedźwiedzi, a w szczególności na masyw Małego Niedźwiedzia. Asfaltowymi drogami wśród skąpej ilości zabudowań wędrowaliśmy jedynie przez około pół kilometra, zanim ponownie zagłębiliśmy się w las.
Dopiero tutaj w ściółce leśnej było widać efekty burzy, która szalała w tych okolicach nad ranem. Wszędzie była masa lodowych kulek, które łącząc się z igłami i innymi składnikami runa leśnego potrafiły przetrwać te dobre kilka godzin.
Około 1 kilometra trwała nasza wędrówka przez las zanim wyszliśmy na ostro świecące słońce. Wcześniej jeszcze w cieniu Adam zarządził przerwę, bo było to ostatnie miejsce w cieniu przez zdobyciem naszego szczytu.
Kolejny etap naszej trasy prowadził bardzo widowiskowym trawersem pod południowymi zboczami Ražana glavy, którą nieco później Asia postanowiła zdobyć. Poszła tam razem z Ewą i w sumie też ze mną, ale z racji że się trochę za bardzo spieszyły, to mi zwiały. Potem nie wiedziałem do końca gdzie mam iść i się wróciłem na szlak. Kawałek dalej było skrzyżowanie ścieżek i miałem poważne problemy gdzie mam iść. Na szczęście po chwili wróciły i razem poszliśmy w kierunku jeziora Jablan Jezero.
Oczywiście gdy już dochodziliśmy do jego wód to w nich dało się ujrzeć pływające głowy naszych kolegów i koleżanek. Na moczenie jak zwykle się nie skusiłem, bo liczyłem na wcześniejszy powrót nad Jezioro Czarne i kąpiel w nim.
Pół godziny później musieliśmy już wytężać swoje siły by wdrapać się ponownie na poziom szlaku. Kawałek dalej, tam gdzie tworzyły się na nim ciekawe, skałkowe serpentyny doskonale prezentowało się Jablan Jezero w otoczeniu zerw Crvenej Gredy na tle Vrha Šljemeny i Milošev toka.
Stamtąd do szczytu Crvenej Gredy zostało nam niecałe 2 km, ale teren którym tam wędrowaliśmy nie był odpowiedni do dużych prędkości – skałki, korzenie, kosodrzewina i wszędobylskie żmije nosorogie. Jeśli chodzi o żmije to na szczęście ich nie doświadczyliśmy, ale cały czas należało zachować czujność – bo teren był taki żmijoprzyjazny, a do tego panowała duża wilgotność, bo po burzy jeszcze nie wszystko zdołało z ziemi odparować.
Kawałek dalej za naszymi plecami ukazał się bardzo ładny widok – skałki, które stanowiły doskonały plener dla Jablanov Jezera oraz porośnięty choinkami i pokryty licznymi polanami szczyt Ražana glavy, który to dziewczyny zdobyły.
Tuż pod szczytem Crvenej Gredy dostępny był kolejny panoramiczny punkt, z którego można było dostrzec miejsca, w których już byliśmy. Oczywiście był on oblegany, więc po zrobieniu fotek, trzeba było z niego czmychać, by zrobić miejsce innym.
Na Crvenej Gredzie zameldowaliśmy się tuż przed godziną 14, ale jak się potem okazało, to nie był jej główny wierzchołek. Po chwili zostawiając więc tu plecaki ruszyliśmy na najwyższy punkt tej góry. Adam oczywiście znów postraszył nas żmijami, więc każdy z piechurów patrzył mocno pod nogi. Chwilę później już na nim staliśmy, więc nikt nam teraz nie udowodni, że nie byliśmy na najwyższym wzniesieniu Crvenej Gredy. 🙂
Widoki ze szczytu były bardzo okazało, nawet pomimo tego słońca, które świeciło idealnie w obiektyw. Za to ładnie ze szczytu prezentowały się dwa jeziora, które teoretycznie mieliśmy tego dnia z planie odwiedzić – Zminje Jezero i Crno Jezero – wiadomo którego ja nie mogłem się doczekać. 😉
Bardzo widowiskowe było zejście z Crvenej Gredy, które najpierw wiodło lekkim trawersem, by potem za pomocą serpentyn ściągnąć nas do podnóża wysokiej na ponad 200 metrów pięknie porośniętej południowej ściany tego szczytu.
Po drodze spotkaliśmy większą grupę turystów. Byli to chyba Francuzi, bo tak mniej więcej brzmiał ich język słyszany z daleka. Ogólnie teren którym się teraz poruszaliśmy był bardzo mieszany i prowadził raz w dół, a raz pod górę.
Do przełęczy rozpiętej pomiędzy tym terenem skalno-roślinym, a Žutą Gredą dotarliśmy po około godzinie, od momentu wyruszenia z Crvenej Gredy. Było to zaskakująco szybko, bo ta droga mnie mocno znużyła. Siodło trochę mi przypominało tatrzańską Przełecz Tomanową – też tam było sporo kosówki, trawki i był ciekawy widok w jedna i drugą stronę. Przez nią przebiegał szlak biegnący z Czarnego Jeziora w stronę Plannicy i Veliko Škrčko Jezero. Może kiedyś dane nam będzie go przejść. 🙂
Kolejnym etapem wędrówki było zejście z przełęczy na Crepulj poljana, przy której Adam się nad nami zlitował i nas puścił w parę osób. Wiedział, że bardzo pragniemy już zanurzyć się w wodach Jeziora Czarnego.
Dystans pomiędzy polaną a jeziorem wynosił około 4,5 km. Było więc jeszcze trochę drogi przed nami, ale w szybkim tempie kilometry uciekały jak szalone. Zdążyliśmy jeszcze zaliczyć Zmijne jezero, ale żadnego gada nad nim nie spotkaliśmy. Było tam trochę ludzi, którzy relaksowali się nad tym mniej popularnym akwenem.
O godzinie 17:15 dotarliśmy do naszego jeziora i od razu wskoczyliśmy do przyjemnym wód Jeziora Czarnego. To miało być nasze ostatnie oficjalne z nim spotkanie, więc staraliśmy się najdłużej jak się dało siedzieć w wodzie. 🙂