Walentkowy i Gładki Wierch
czyli spojrzenie na Dolinę Pięciu Stawów Polskich z innej strony
Kolejny dzień urlopu zapowiadał się jeszcze lepiej, od tego w którym zdobywaliśmy Kończystą. Pojechaliśmy więc pierwszym busem (odjeżdżał około 6:30) do Palenicy Białczańskiej. Po zakupieniu biletu do tatrzańskiego kina, ruszyliśmy w asfalt. Na drodze było już sporo prawdziwych turystów, którzy wybierali się gdzieś wyżej, a nie tylko do Morskiego Oka. Naszym pierwszym etapem trasy, było dojście do Wodogrzmotów Mickiewicza. Tam skręcaliśmy na prawo, na zielony szlak prowadzący Doliną Roztoki, do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Oczywiście cisnęliśmy do góry ile się dało i większość turystów była przez nas wyprzedzana. 🙂
Około 8:30 byliśmy już przy szałasie w Nowej Roztoce. Tam też zdecydowaliśmy, że nad stawy idziemy zielonym szlakiem koło Siklawy, a nie tak jak zazwyczaj, szlakiem czarnym. Ten zostawiliśmy sobie na drogę powrotną. Około 9:30 byliśmy już na mostku, który przekraczał potok Roztoka przy Wielkim Stawie Polskim. Tam było już sporo ludzi, którzy okupywali mostek, a także okoliczne kamienie. My po przejściu nim na właściwą stronę również zrobiliśmy sobie krótką przerwę. Po niej ruszyliśmy niebieskim szlakiem w kierunku Zawratu. Pogoda była bardzo dobra, na niebie praktycznie nie było żadnej chmurki. Kolejno mijaliśmy skrzyżowania ze szlakami: żółtym (na Krzyżne), czarnym (na Kozi Wierch) oraz żółtym (na Szpiglasową i Kozią Przełęcz).
Po minięciu ostatniego ze skrzyżowań czyli szlaku prowadzącego Pustą Dolinką w kierunku Koziej Przełęczy zaczęliśmy się rozglądać za naszą ścieżką odchodzącą od niebieskiego szlaku w rejonie Wyżniego Solniska. Wpierw musieliśmy jeszcze obejść spore rozlewisko wody, które jeszcze było na niebieskim szlaku. Przed mocniejszym wznoszeniem się traktu na Zawrat skręciliśmy w niepozorną ścieżkę, która jednak po chwili połączyła się z drugą i ta już bardziej przypominała swoją grubością normalny szlak.
Od razu pojawiły się krzaki borówek z ich ogromnymi okazami. 🙂 Z każdym krokiem pokonywaliśmy wzniesienie terenu i coraz bardziej zbliżaliśmy się do decydującego podejścia na Gładką Przełęcz. Po prawej stronie przechodziliśmy obok cmentarzyska piargów i want. Powyżej nich doskonale prezentowała się Świnica, Mały Kozi Wierch, Kołowa Czuba oraz Kozi Wierch z Kozimi Czubami. Na Niebieskiej Turni położonej we wschodniej grani Świnicy doskonale widoczny był obryw, do którego doszło 21 maja 2018 roku i po którym to zamknięto szlak pomiędzy Świnicą a Zawratem.
Wyjście na Gładką Przełęcz nie zajęło nam wiele czasu, bo wychodziło się tam bardzo wygodnie. Z przełęczy doskonale prezentowała się zarówno Dolina 5 Stawów Polskich jak i Dolina Wierchcicha. Tam też dłużej siedzieliśmy napawając się tymi znanymi już widokami, ale z innej strony. Po chwili dostrzegliśmy człowieka idącego w naszą stronę od polskiej strony (tą samą ścieżką co my wcześniej). Trochę obawialiśmy się, że to strażnik parku, ale okazało się, że był to zwykły turysta. Czekaliśmy zanim dotrze na przełęcz, myśleliśmy że z nim coś pogadamy, ale poza „cześć” nic więcej nie powiedzieliśmy do siebie. On od razu rozpoczął wspinaczkę na Gładki Wierch i tyle go widzieliśmy. 🙂
Po chwili my też ruszyliśmy, ale w przeciwnym kierunku. My Gładki Wierch zostawiliśmy sobie na koniec. Teraz wędrowaliśmy Granią Główną Tatr w kierunku Walentkowego Wierchu. Na szczyt wiodła wyraźna ścieżka, która idealnie była widoczna na trawiastej grani, tylko mniej więcej w połowie drogi musieliśmy poomijać trochę skałek. Z grani w kapitalnym kolorach mienił się Zadni Staw Polski. Wierzchołek Walentkowego osiągnęliśmy około 11:30. Od razu poszedłem zerknąć jak wygląda dalsza część grani w kierunku Świnicy… no i wygląda ładnie… ostro i stromo. 🙂 Potem zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę… na zdjęcia i obserwacje ludzi, tych znajdujących się na Świnicy i tych na Gładkiej Przełęczy. Tych pierwszych było zdecydowanie więcej pomimo, że musieli wyjść i zejść tym samym szlakiem z powodu obrywu.
Widoki z Walentkowego były rozległe na wszystkie strony poza północną, bo tam skutecznie je ograniczał mur utworzony ze Świnicy i części Orlej Perci. 🙂 Bardzo dobrze ze szczytu były widoczne Tatry Zachodnie z Czerwonymi Wierchami na czele. Po zejściu z wierzchołka poszliśmy jeszcze zobaczyć na południowo-zachodnie zbocze… a szczególnie na Konia czyli poszarpaną grańkę przez którą dawno temu prowadził szlak turystyczny łączący dwie tatrzańskie przełęcze: Liliowe i Zawory. Z tego co widziałem ścieżka zachowała się bardzo dobrze, więc kiedyś trzeba będzie ją jeszcze sprawdzić na żywo. 🙂
W końcu trzeba było ruszać w drogę powrotną na Gładką Przełęcz. Na przełęczy była jakaś parka, ale my się nie zatrzymaliśmy tylko od razu z rozpędu wylecieliśmy na Gładki Wierch, który różnił się znacznie w stosunku do Walentkowego. Przede wszystkich inaczej wyglądał wierzchołek, który był mocno postrzępiony, z dużą ilością want i mniejszych kamieni. Widoki z niższego Gładkiego również były inne, bo bardziej rozległe, gdyż nic w pobliżu ich nie ograniczało, jak w przypadku Walentkowego. Na koniec była jeszcze różnica w grani, która na Gładkim wyglądała zachęcająco i prowadziła w kierunku stosunkowo łatwych Murów Liptowskich.
Tutaj też chwilę po odpoczywaliśmy, rozkoszując się widokami, ale nie tak długo, jak na Walentkowym. Gdy już zabieraliśmy się do zejścia, na górze pojawiła się pani Słowaczka, z którą minęliśmy się w okolicach Gładkiej Przełęczy. Ona wtedy kierowała się w stronę Walentkowego Wierchu. Zdążyła już go zdobyć i wrócić na Gładki – musiała mieć szalone tempo marszu 🙂
Zejście zarówno na Gładką Przełęcz, jak i do niebieskiego szlaku minęło nam całkiem przyjemnie. Przy schronisku zrobiliśmy sobie jeszcze, krótką przerwę podczas której przypatrywaliśmy się małemu Leonkowi i jego mamie. On rzucał kamieniami w kierunku kaczek i cały czas właził butami do stawu, mimo iż jego mama prosiła go ciągle, by tego nie robił. 🙂 Pogoda już też nie była taka piękna, jak rano, gdyż nad Orlą wisiała bardzo ciemna chmura.
Po wypiciu Kasztelanka ruszyliśmy czarnym szlakiem w kierunku Doliny Roztoki, a potem drogą asfaltową w kierunku Palenicy Białczańskiej. Ludzi w to późne czwartkowe popołudnie również mnóstwo schodziło już z Morskiego Oka, więc było kogo wyprzedzać. 😉 Natomiast ja chce jeszcze na koniec poruszyć jeden ciekawy wątek… Mianowicie na placu przy Wodogrzmotach Mickiewicza są umieszczone tablice zatytułowane: „Transport konny”. Nie wiem czy ktoś czytał, co jest na nich napisane, ale jak nie, to polecam (celowo dałem większy obrazek i po kliknięciu w zdjęcie można spokojnie odczytać ten tekst). Szkoda, że konie nie umieją mówić ludzkim głosem…