Jaworowy Szczyt
słow. Javorový štít
Pierwsza próba zdobycia tej góry miała miejsce w październiku w 2010 roku. Wtedy było już trochę zimowo i na trawkach i skałach było ślisko. Prawie 6 lat później udało nam się wreszcie zdobyć Jaworowy Szczyt i Jaworowy Szczyt Pośredni. Największym minusem tej wycieczki było wstawanie o 2:30 w nocy, ale tak poza tym to były same plusy, m.in. piękna pogoda i niezapomniane widoki, bardzo mało ludzi na szlaku i poza nim oraz wspaniałe towarzystwo. 🙂
Po 6 wyruszyliśmy z parkingu koło kolejki na Hrebienok. Mniej więcej jak byliśmy w połowie pokazało się wschodzące słońce, które bardzo ładnie oświetlało swoimi ciepłymi promieniami góry.
Tomek jak zwykle mocno przycisnął, tak że ciężko było go dogonić. Więc my z Asią sobie szliśmy z tyłu i podziwialiśmy piękną Dolinę Staroleśną.
Na mostku w pobliżu miejsca, które się nazywa Varešková kotlina, odbiliśmy na ścieżkę prowadzącą wzdłuż potoku, praktycznie pod samo zbocze Jaworowego Szczytu. Dużo skróciło nam to drogę i mogliśmy szybciej zejść ze szlaku i rozpocząć prawdziwą wspinaczkę.
Przy Siwych Stawach zrobiliśmy sobie lekki odpoczynek, by nabrać sił przed decydującą próbą. 🙂 Tuż nieopodal nas znalazła się nie wiadomo skąd grupka ludzi, która również się do czegoś przygotowywała. Gdy po chwili ruszyli wiedzieliśmy już, że idą albo tam gdzie my albo na pobliski Ostry Szczyt.
Po męczarniach na mocno ruszających się piargach doszliśmy do skał, z których wycofaliśmy się z Tomkiem 6 lat temu z powodu leżącego śniegu. Pokonanie ich teraz nie stanowiło dla nas żadnego problemu.
Za bardzo jednak poszliśmy do góry i znaleźliśmy się na grani, na której nie chcieliśmy się znaleźć. 🙂 Odbiliśmy bardziej w lewo i po trawkach dowędrowaliśmy do przełączki w grani. Stamtąd było już „rzut beretem” do właściwego wierzchołka Jaworowego Szczytu. W międzyczasie nasi (jak się potem okazało) słowaccy towarzysze osiągnęli już Jaworową Przełęcz i kierowali się ku nam. Wtedy już było jasne, że na szczycie niestety nie będziemy sami. 😉
To co było widać ze szczytu nie da się opisać, bo było widać praktycznie wszystko i do tego ta pogoda… jeszcze w tym roku takiej nigdzie nie mieliśmy. Porobiliśmy mnóstwo zdjęć, a potem przyszli Słowaki z linami i innymi zabezpieczeniami. Rozłożyli się koło nas i sobie odpoczywali. Trochę nam to utrudniło robienie zdjęć, ale też ich do tego wykorzystaliśmy. 🙂
W pewnym momencie poszedłem zobaczyć co kryje się za wierzchołkiem Jawora od strony Małego Jaworowego i ku menu zdziwieniu dojrzałem bardzo proste przejście na kolejny wierzchołek w Jaworowym Murze. Po oznajmieniu tego faktu pozostałym uczestnikom wyprawy, poszliśmy wszyscy na Pośredni Jaworowy bez plecaków. 🙂
Wyjście na niego nie było trudne, ale trzeba było ominąć płaskie skały, które byyo dobrze widoczne z głównego Jawora.
Po powrocie na główny wierzchołek i króciutkim odpoczynku postanowiliśmy schodzić. Oczywiście pojawili się kolejni ludzie, którzy nawet pytali o to gdzie są, co jest tam dalej, itd. My jednak już się stamtąd ewakuowaliśmy.
Zejście wbrew naszym obawom było wyjątkowo proste i szybkie. Gdy jednak doszliśmy ponownie do Siwych Stawów na szlaku panował już duży ruch i właśnie w takiej obstawie dochodziliśmy do Schroniska Zbójnickiego. Tam wszyscy sobie odpoczęliśmy w środku budynku, bo na zewnątrz było już trochę chłodno.
Schodząc ze schroniska usłyszeliśmy lecący helikopter, który chyba przez około godzinę krążył w okolicach Jaworowych Szczytów. Nie wiadomo co tam się stało, ale być może ktoś miał mniej szczęścia od nas…