Wielkanocne Pilsko

W Poniedziałek Wielkanocny wybraliśmy się na Pilsko z Korbielowa. Nawet już nie pamiętam kiedy byliśmy tam po raz ostatni. Pogodowi spece przepowiadali na ten dzień całkiem niezłą pogodą, z tym że rozpogadzać się miało w miarę upływu dnia. Pilsko należy to tego rodzaju szczytów, że wyjście na nie jest możliwe z niemalże każdej strony. Bogata różnorodność szlaków napewno pozytywnie wpływa na popularność tego drugiego pod względem wysokości szczytu w Beskidzie Żywieckim. My z bogatej puli wybraliśmy szlak zielony prowadzący pod wyciągami narciarskimi na Halę Miziową.
Początek trasy był wyjątkowo przyjemny, no może poza stromizną ścieżki. Ale pogoda było wyjątkowo dobra, a i widoczność nie była najgorsza. To też gdy już trochę nabraliśmy wysokości zza pasma granicznego ukazała się nam Babia Góra. W pewnym pmomencie doszliśmy do domku (szałasu), który zapewnie podczas sezonu narciarskiego służy narciarzom za bufet. Tam zrobiliśmy krótką przerwę na ochłodzenie nieco naszym rozgrzanym organizmów. Ja stwierdziłem, że się rozbieram do koszulki, a Asia zmniejszyła tylko ilość ubrań, które miała na sobie. 🙂 Po chwili dostrzegliśmy dwie wynurzające się głowy ludzi idących szlakiem – to była ta dwójka turystów, którzy szli za nami od samego parkingu. Wtedy zrozumieliśmy, że trzeba ruszać…

Nieco kawałek powyżej zaczęliśmy spotykać większe grupy ludzi, którzy o dziwo schodzili z gór – może Święta spędzali właśnie tam. W miejscu, w którym szlak lekko odbijał na prawo, Asia zdecydowała, że idzie pod wyciągiem, więc bez słowa poszedłem za nią. Pod wyciągiem było dosyć stromo, ale za to szło się szybciej. Gdy dotarliśmy w pobliże stacji końcowej zauważyliśmy, żę szlak skręca nieco w lewo, a dojście do stacji nie jest konieczne.


Po skręcie zrobiło dużo płaściej i lada moment doszliśmy do skrzyżowanie z żółtym szlakiem prowadzącym również z Korbielowa od naszego parkingu. Tam pojawiło się więcej turystów idących, tak jak i my, do góry. Zrobiło się też bardziej zimowo, bo na szlaku było sporo śniegu i dodatkowo wiał dosyć zimny wiatr.

Szybko pokonaliśmy podejście Halą Kamieniańską, by za moment znaleźć się na Hali Miziowej. Będąc na hali stwierdziliśmy, że sezon narciarski na Pilsku jeszcze się nie zakończył. 🙂 Podchodząc do schroniska „hotelu” dostrzegliśmy spalone pozostałości po starym budynku schroniska, który spłonął w grudniu zeszłego roku.

W planach mieliśmy na chwilę wejść do hotelu, a potem od razu uderzać na szczyt. Rzeczywiście na chwilę posiedzieliśmy ma dole w kuchni turystycznej. Gdy wyszliśmy na zewnątrz okazało się, że oprócz dosyć mocnego wiatru doszedł jeszcze deszcz, więc pospiesznie zawróciliśmy do przytulnego ciepełka. 🙂 Po upływie kolejnym 30 minut i zjedzeniu większości swoich zapasów stwierdziłem, że już trzeba ruszać. Podczas tych dwóch kwadransów przez duże okno w jadalni widzieliśmy jak z nieba leciał najpierw deszcz, a potem nawet śnieg.
Wychodząc na Pilsko od strony Hali Miziowej do wyboru są dwa szlaki: czarny i żółty. Obydwa jednak przecinają nartostradę, po której tego dnia szusowało wielu narciarzy. Nie chcieliśmy zakłócać im spokoju i postanowiliśmy inną drogą rozpocząć wspinaczkę na szczyt. Ta inna droga również była nartostadą, ale o dużo miejszym natężeniu ruchu. Poza tym z tego co zauważyliśmy wielu turystów również traktowało ją jak szlak.

Początkowo było dosyć ciężko, ale nieco wyżej nastąpiło lekkie wypłaszczenie terenu – szło się wówczas już bardzo dobrze i bezpiecznie. Wkrótce wytargaliśmy prawie na Kopiec (1402m n.p.m.), nie wchodziliśmy jednak na szczyt, by był zajęty przez trójkę turystów, podziwiających widoki. 🙂 To oczywiście żart, bo w tym miejscu widoczność było bardzo marna, ale jak się potem okazało, i tak była lepsza od tej na szczycie Pilska. 😉

Następne minuty to walka z coraz to mocniejszym wiatrem i z mizerną widocznością. Ludzi nie sposób było dojrzeć, prędzej można było ich usłyszeć. Na Górze Pięciu Kopców było paru śmiałków, ale wszyscy kierowali się już w stronę schroniska. My ruszyliśmy na słowacki(właściwy) szczyt Pilska. Szło się przyjemnie, nie było problemów z odnajdywaniem szlaku – co na Pilsku zdarza się często. Po drodzę minęliśmy jeszcze dwójkę, również wracających już ze szczytu, turystów. Także gdy sami znaleźliśmy się w najwyższym punkcie bardzo rozległem kopy szczytowej Pilska, byliśmy osamotnieni. Znaczy się słowo „byliśmy” to może za dużo powiedziane, ponieważ wyglądało to mniej więcej w taki sposób. Przez pierwsze 20 sekund próbowaliśmy się gdzieś schować przed wiatrem, potem zrobiłem zdjęcie Asi z tabliczką szczytową, następnie nagrałem film, które jest dostępny poniżej i rozpoczęliśmy powrót. 🙂

[youtube movie=”https://www.youtube.com/embed/Gh7DeV4gcms”]

Powroty, co potwierdzone jest naukowo, trwają krócej, więc za moment byliśmy już na granicy, z której praktycznie zbiegliśmy na Kopiec (tym razem zaliczyliśmy wierzchołek). Z radością zauważyliśmy, że pogoda się poprawia i widać już np. Pasmo Romanki, Palenicę oraz w oddali Pasmo Lipowskiego Wierchu.



Do schroniska zeszliśmy tę samą drogą jak wychodziliśmy. W schronisku byliśmy już po raz trzeci tego dnia. 🙂 Tym razem poszliśmy napić się herbaty z cytryną. Podczas picia herbaty uradziliśmy, by nie schodzić żółtym szlakiem, a zrobić nieco większy łuk, przez Uszczawne.


Po opuszczeniu Hali Miziowej i przejściu przez skraj Hali Cebulowej zagłębiliśmy się z gęstym lesie, w którym jednak było sporo połamanych choinek. Były one na szczęście poprzecinane, więc nie utrudniało nam to marszu. Kolejnym punktem, w którym się zatrzymaliśmy były urwiska na górze Skałka (lub Skałki).

Gdy wyszliśmy z lasu to dopiero wtedy uświadomiliśmy sobie jak się rozpogodziło. Trochę żałowaliśmy wówczas, że tak wcześnie dziś pojechaliśmy w góry. No ale cóż, cieszyliśmy się z tego, że chociaż podczas schodzenia mogliśmy doświadczyć pięknej wiosennej pogody.




W dobrym tempie minęliśmy Halę Jodłowcową i doszliśmy do skrzyżowania szlaków. „Nasz” zielony schodził do Sopotni, musieliśmy więc teraz go zmienić na czarny. Na północnych zboczach Uszczawnego Wyżniego widoki były bardzo ujmujące. Choć mnie się najbardziej podobała poniższa hala – Hala Malorka, na której chciałbym mieć jakiś prywatny szałasik. 🙂
Chmury na niebie zaczęły się wypiętrzać tworząc łuk. Przez chwilę mogłoby się wydawać, że się to jakoś rozwinię i coś huknie, ale tak się nie stało.

Na wysokości Hali Uszczawne pokazały się Tatry co bardzo uradowało Asię. 🙂 Wtedy zastanawialiśmy się przez chwilę czy również widać je teraz z Pilska. 😉

Na koniec czekało nas jeszcze ostre zejście na Przełęcz Przysłopy i równie ostry kawałek zejściowy bezpośrednio z przełeczy. Gdy jednak trafiliśmy na drogę asfaltową, powoli spacerkiem udaliśmy się na dół w stronę parkingu koło zajazdu Smrek gdzie czekało na nas rozgrzane auto. 🙂


