Jordanów – Sucha
Święto Trzech Króli już od 2011 roku jest dniem wolnym od pracy. Dlatego też często planując nasze styczniowe wycieczki staramy się wykorzystać ten dzień na chodzenie po górach. Zazwyczaj trafia się on w połowie tygodnia, jednak czasami przyjemnie dokleja się do weekendu odpowiednio go rozszerzając. Właśnie dokładnie taką sytuacje mieliśmy w styczniu 2023 roku, kiedy to święto wypadło w piątek. 🙂
Już od jakiegoś czasu planowaliśmy jakąś większą górską trasą z noclegiem gdzieś w górach. Po kilku podejściach udało się ją ustalić. Wiele też zależało od miejsca noclegowego w schronisku, które również udało nam się odpowiednio wcześniej zaklepać. Mogliśmy więc rano w piątek wsiadać do pociągu by rozpocząć naszą podróż do Jordanowa, który miał być punktem startowym naszej trasy.
Akurat mieliśmy dużo szczęścia, bo już od jakiegoś czasu Koleje Śląskie puszczają ciekawy pociąg jadący z Katowic do Zakopanego, z którego już nie pierwszy raz korzystaliśmy. Ornak, bo tak nazywa się ten pociąg, jedzie przez Bielsko, Żywiec, Suchą Beskidzką, a także przez Jordanów. O jego popularności nie trzeba dużo pisać, wystarczy się nim kiedyś przejechać, by zobaczyć jak dużo ludzi się nim przemieszcza. Dzięki niego można zrobił bardzo ciekawe trasy turystyczne – możliwe że z tego wynika jego popularność. Ale dosyć już tej reklamy, wracając do wycieczki…
Około godziny 10:30 dotarliśmy do Jordanowa. Stacja w tym mieście znajduje się około 1,5 km od centrum, dlatego mieliśmy już na początku ciekawą rozgrzewkę, by dostać się na położony prawie 60 metrów wyżej rynek w centrum miasta.
Co ciekawe dokładnie taki sam przebieg miał Główny Szlak Beskidzki, którym się obecnie poruszaliśmy. W centrum Jordanowa poszliśmy jeszcze na kawę na Orlen, bo u „Daniela” najlepszą kawę leją. 🙂 Po kawowym przebudzeniu podziwiając architekturę miasta przeszliśmy przez rynek i skierowaliśmy się w stronę Bystrzańskiego Działu.
Po chwili opuściliśmy jordanowskie zabudowania, rozpoczęliśmy tym samym zejście nad Skawę i linie kolejową, którą przed chwilą jechaliśmy Ornakiem. Widać, że na zmodernizowanej kolejowej zakopiance ruch jest duży, bo jeszcze nie zdążyliśmy zejść z góry, a już widzieliśmy pociąg jadący w stronę Krakowa.
Następnie przez prawie kilometr wędrowaliśmy wzdłuż torów i rzeki, by potem odbić na zachód w stronę Bystrej Podhalańskiej. Tam na wygodnej ławce zrobiliśmy sobie krótką przerwę. Pogoda była przyjemna, więc milo się nam na niej siedziało. Przy czym za bardzo nie mogliśmy się oddawać temu siedzeniu, bo przed nami tego dnia malowała się jeszcze długa trasa do schroniska na Hali Krupowej.
Kolejne 2 km szliśmy najpierw wygodnymi drogami gminnymi, a następnie leśnymi. Po przejściu tego dystansu dotarliśmy do bardzo zadbanego schronu turystycznego. Schron Turystyczny „Wędźno”, bo tak zwie się to miejsce – wyposażony był we wszystko co powinien posiadać dobry schron górski. Było tam miejsce do spania, piec, ławki, a także łopatka do zakopywania nieczystości. Oprócz tego w pobliżu płynął strumyk Wędźno, od którego prawdopodobnie nazwę wzięło to miejsce.
Tego dnia zbytnio się nie spieszyliśmy, bo wiedzieliśmy że powinniśmy spokojnie dotrzeć do schroniska na czas. Dlatego również i w tym miejscu mieliśmy chwilę przerwy, którą spędziliśmy przy pięknie świecącym słońcu, które akurat zagościło na niebie.
Kolejne metry (ok. 600) trasy nie była aż tak bardzo nachylone, bo jeszcze znajdowaliśmy się w dolinie. Jednak po tym lajcie czekało nas już ostrzejsze podejście, podczas którego na dystansie 2,5 km pokonaliśmy prawie 250 metrów różnicy poziomu. Po drodze mieliśmy trochę błota, ale ogólnie jak na tą porę roku to szlaki były bardzo suche.
W miarę jak zbliżaliśmy się do połączenia z niebieskim szlakiem biegnącym z Kojszówki, na odpowiedniej wysokości otworzyły się przed nami takie widoki, że nawet w przybliżeniu można było rozpoznać poszczególne szczyty Tatr.
Podczas gdy osiągnęliśmy pasmo Policy w okolicach Drobnego Wierchu do schroniska pozostał nam dystans około 7 km. Z racji że znajdowaliśmy się już na wysokości około 900 m n.p.m. a zimy dalej nie było widać to już prawie dokładnie wiedzieliśmy w ile godzin dotrzemy na nocleg. Mniej więcej w tej okolicy spotkaliśmy pierwszych tego dnia turystów, który również wędrowali w tę samą stronę co my.
Około 600 metrów od połączenia z niebieskim szlakiem znajduje się Przełęcz Malinowe. Na niej znajduje się ciekawy pomnik poświęcony partyzantom polskim i radzieckim, z którego ci drudzy zostali wymazani.
W miarę jak nabieraliśmy wysokości to pod naszymi nogami coraz częściej zaczął pojawiać się śnieg, którego grubość wynosiła maksymalnie 1-2 cm. Dzięki temu mogliśmy nieco wyczyścić sobie buty. 🙂
O tym jak bardzo sprawnie szło nam się tym pasmem świadczy fakt, że dystans (2,7 km) od pomnika do schronu turystycznego Naroże położonego tuż pod Krupówką pokonaliśmy w około 50 minut. Co prawda każda następna górka po Krupówce (Urwanica, Okrąglica) miała być wyższa, ale różnice wysokości pomiędzy nimi są ledwo zauważalne. Ponadto z Krupówki rozpościerały się piękne widoki zarówno w stronę Tatr, jak i Beskidu Wyspowego oraz Gorców.
Mniej więcej w tym miejscu zdecydowaliśmy, że jeszcze wyjdziemy na wierzchołek Okrąglicy, na której znajduje się ciekawa kaplica Matki Bożej Opiekunki Turystów. Osiągnęliśmy ją o 16:20 uciekając niejako przez dziką bandą quadowych jeźdźców. Zawsze mnie zastanawiało co ludzi fascynuje w takim jeżdżeniu quadem po górach. Ani się na tym nie zmęczysz i niczego nie spalisz tylko nawdychasz się spalin…
O godzinie 16:30 czyli jeszcze „za widoku” dotarliśmy do Hali Kucałowej, z której posępnie spoglądała na nas Polica i Złota Grapa. Pięć minut później wchodziliśmy już do schroniska, w którym było już sporo ludzi.
My mieliśmy ten plus, że mieliśmy zarezerwowaną „dwójkę”, więc nie musieliśmy się obawiać, że nam kogoś dokoptują do pokoju. Ale za to jaka to była dwójka, to nawet nie pokażę, bo była tak mała, że nie dało się zrobić zdjęcia. 🙂
Po zakwaterowaniu się, ruszyliśmy na obiad, który oczywiście dla mnie musiał być królewski, dwudaniowy, do tego deser z kawką – uwielbiam po takiej trasie w schronisku najeść się do woli. Podczas tego jedzenia poznaliśmy turystę z Warszawy (o dziwo turystów ze stolicy było tam sporo), który poinformował nas gdzie jest prysznic, bo jakoś wcześniej go nie mogliśmy znaleźć.
Po tym wszystkich zabiegach poszliśmy spać, ale noc nie była za udana, bo mnie się ciężko spało na łóżku, a Asi w „trumnie” czyli w szufladzie, która wyjeżdżała spod niego. Także średnio się wyspaliśmy, ale przecież w górach nie trzeba się wysypiać. 🙂
Nazajutrz po obudzeniu się, toalecie porannej i pysznej jajecznicy kontynuowaliśmy naszą trasę do Suchej Beskidzkiej. Trzymaliśmy się czasu, bo dokładnie o godzinie 10:30 wyruszyliśmy ze schroniska – poprzedniego dnia również o tej porze zaczynaliśmy trasę w Jordanowie.
Sobota przywitała nas jeszcze lepszą pogodą od piątku – od samego rana mocno świeciło słońce, w którym przed schroniskiem wygrzewał się czarno-biały kot, którego Asia oczywiście musiała wygłaskać. 🙂
Później przenieśliśmy się na Halą Kucałową i Kocią Łapę, z której już dużo przyjemniej wyglądała Polica i Złota Grapa. Równie imponujący był widok w kierunku, w którym zmierzaliśmy czyli w stronę Zawoi.
Po niecałym kilometrze marszu doszliśmy do rozwidlenia szlaków, w którym zielony odbijał na prawo. W sumie to nim zamierzaliśmy schodzić do Zawoi, ale chcieliśmy jeszcze zdobyć Policę i wejść na Cyl Hali Śmietanowej, musieliśmy więc na razie trzymać się szlaku czerwonego. Stamtąd dystans do wierzchołka Polica wynosi niecałe 1,3 km – więc to bliskie i miłe zahaczenie o najwyższy szczyt tego pasma. Z Policy na Cyl jest nieco dalej bo ponad 2km, ale idąc tamtym odcinkiem się praktycznie cały czas idzie w dół, poza końcowym etapem podejścia na Cyl.
Tuż przed południem osiągnęliśmy Cyl Hali Śmietanowej, który na niektórych mapach zwie się Kiczorką. Choć ta druga jest nieco poniżej, na północny-wschód w stronę Zawoi. Nieważne jak nazywa się ten szczyt, ważne że z niego roztacza się piękny widok na Babią Górą. Spotkaliśmy też tam trochę tych samych turystów z Warszawy, którzy również nocowali z nami w schronisku.
Dokładnie 330 metrów poniżej szczytu idąc żółtym szlakiem w kierunku Mosornego Gronia, natrafiliśmy na początkowo wąską ścieżkę, która z czasem się rozszerzyła do naturalnego drogi leśnej. Właśnie nią zamierzaliśmy ponownie dotrzeć do naszego zielonego szlaku. Było trochę stromo i ślisko, ale po około 15 minut udało się tam dotrzeć.
Idąc już szlakiem zielonym po przejściu kolejnych 300 metrów odbiliśmy w lewo na leśną ścieżkę prowadzącą w stronę Kiczorki. Było ona ciekawa widokowo, bo ładnie z niej prezentowała się wieża na Mosornym Groniu oraz Diablak. Na sam szczyt Kiczorki jednak nie dotarliśmy, bo musielibyśmy sporo nadkładać drogi. Schodząc spod tej góra na zielony szlak spotkaliśmy człowieka z bronią, który wyglądał jak myśliwy. 🙁
Trochę to zejście nam się dłużyło, ale około godziny 13:30 znaleźliśmy się wreszcie w centrum Zawoi. Tutaj zawsze naszym obowiązkowym miejscem jest Kawiarnio-cukiernia „Ignacy Polański”. Kawka i kremówki weszły jak złoto – teraz mieliśmy uzupełnione pokłady energii przed dalszą drogą. 🙂
A ta prowadziła teraz zielonym szlakiem w stronę Przełęczy Przysłop. Z tego szlaku również były bardzo piękne widoki, którym koloryty nadawało słońce świecące za naszymi plecami. Przełęcz osiągnęliśmy około godziny 15:40 i na pobliskim przystanku autobusowym zrobiliśmy sobie ostatnią przerwę.
Jeśli zaś chodzi o samą przełęcz, to przebiega przez nią droga ze Stryszawy do Zawoi, która stanowi doskonały skrót w celu ominięcie korków w zatłoczonej zazwyczaj Suchej Beskidzkiej i Makowie Podhalańskim.
Po krótkiej przerwie ruszyliśmy szlakiem w kierunku domu strażaka Zawoja-Przysłop, by w tamtym miejscu odbić już na właściwy szlak czarny szlak, który miał nas poprowadzić do Suchej przez Dolinę Zasypnicy.
Po drodze jeszcze przeszliśmy koło wieży widokowej Beskidzki Raj na Surzynówce. Następnie zdobyliśmy jeszcze na pobliski szczyt Magurkę – bo Asia chciała tak koniecznie wyjść. 🙂
Szlak zejściowy był mocno zabłocony i śliski, musieliśmy więc uważać by na koniec nie mieć błotnej kąpieli. Gdy jednak dotarliśmy do asfaltu to odetchnęliśmy z ulgą, choć sam ponad 3 km odcinek drogi również wykończył nas psychicznie. Byliśmy głodni i chcieliśmy znaleźć się już w Barbadosie na naszym ulubionym kebabie. Udało się to dopiero około godziny 17:30. ale pyszny kebs postawił nas na nogi. 🙂
Co ostatecznie nam się przydało, bo nie wiem czy zdajecie sobie sprawę ale w sobotę około 18 z Suchej trochę ciężko się wydostać. Wpierw poszliśmy na dworzec PKP, ale tam nie było żadnych możliwości poza pociągami jadącymi w stronę Krakowa. Ogólnie to mieliśmy taki plan by podjechać do Kalwarii, a potem „Strzałą Podbeskidzia” dostać się do Bielska. Ale z racji że ten pociąg był dopiero za ponad godzinę, to Asia wyczaiła jeszcze jakiegoś busa jadącego do Żywca.
Nie wiem ile staliśmy na tym przystanku w centrum, a w końcu kiedy już zdecydowaliśmy się z niego pójść to on się pojawił, dobrze że już dochodziliśmy do dworca PKS-u i że akurat ktoś wysiadał, bo inaczej by nam uciekł. Tym samym dopiero o 20:15 byliśmy na dworcu w Żywcu i czekała nas prawie godzina oczekiwania na pociąg do Bielska. Ten miał jechać dopiero około 21, ale i tak dobrze że coś jeszcze o tej porze jechało. 🙂
Pisząc ten tekst w lutym 2024 roku już wiem, że w lipcu na linii kolejowej Żywiec – Sucha Beskidzka mają rozpocząć się prace modernizacyjne. Nawet nie wiecie, jak się cieszę na tej fakt, bo gdyby była ona gotowa już w styczniu 2023 roku, to nie byłoby żadnych problemów z wydostaniem się z Suchej Beskidzkiej. Oby więcej takich przedsięwzięć, a turystyka w tym rejonie będzie się jeszcze bardziej rozwijać. 🙂
„Kolejowa Zakopianka po modernizacji wygląda wspaniale” – A na zdjęciu koniec ograniczenia prędkości 😉 Chociaż to chyba fotka z przejazdu drogowego, czyżby światła jeszcze nie działały?
Fajne widoczki na Tatry, chociaż Beskidy też spoko. Tylko mało zimowe jak na początek stycznia… Cóż, taki mamy klimat.
Dzięki, dokładnie zima na początku styczniu zeszłego roku była w odwrocie.
No fakt trochę to sprzecznie nazwałem, ale faktycznie to było na przejeździe i tam była tablica „sygnalizacja uszkodzona”. 🙂
https://photos.google.com/share/AF1QipMjpg-Bzry5nYcCD636aEFMGXTi_pB7iuUgxLZ6NXnTQ8I7mtKOswp0UDnPwvLSjA/photo/AF1QipPqE1DPOfxs-373NNPnJEhbQGakX3HPXYYrRmZG?key=bkcweUlBTUV2dUE4NjV4TlFHdllVWGVNbzRVN3p3