Kněhyně
Pierwszy raz o Knehyni usłyszałem podczas wycieczki PTT (oddziału bielskiego) na Skalke i Ondřejník. Była to nasza pierwsza górska wyprawa do Czech i właśnie podczas niej przewodnik Witold Kubik opisując najbardziej wyróżniające się szczyty Beskidu Śląsko-Morawskiego wymienił właśnie nazwę Knehyni. Z tego co pamiętam to już sama nazwa mi się bardzo spodobała, bo brzmiała tak tajemniczo i potężnie zarazem. Było to 2016 roku, więc Knehynia długo czekała, aż wreszcie się na nią wybierzemy – ale w końcu się doczekała i zaprezentowała się nam z bardzo dobrej strony. 🙂
To była niedziela 17-go lipca, za tydzień czekał na wyjazd do Bułgarii, więc z jednej strony wycieczka na Knehynie miała podtrzymać dobrą formę przed zdobywaniem szczytów niewiele niższych od 3000 m. n.p.m. Z drugiej z kolei musieliśmy uważać, by nie nabawić się jakiejś kontuzji przed wyjazdem, na który czekaliśmy parę miesięcy.
Pojechaliśmy więc już dosyć znaną nam drogą (przez Cieszyn, Třanovice, Frydek-Mistek, Baszkę i Frydlant nad Ostrawicą) do miejscowości Kunčice pod Ondřejníkem. Tam zaparkowaliśmy na przydrożnym parkingu przy drodze nr 483 w pobliżu przystanku autobusowego.
O godzinie 10 rano byliśmy już w drodze w kierunku stacji kolejowej Kunčice pod Ondřejníkem, która znajdowała się niecałe 10 minut drogi od naszego parkingu. Kiedy po pokonaniu torów kolejowych znaleźliśmy się koło cmentarza, ten wydawał nam się jakoś znany – okazało się że byliśmy również przy nim podczas tej wycieczki w 2016 roku, o której wspomniałem na początku opisu.
Idąc drogą w stronę gór Beskidu Śląsko-Morawskiego mogliśmy podziwiać ich majestatyczny wygląd – szczególnie potężnie prezentowała się Wielka Stołowa (cz. Velká Stolová), Smrek (cz. Smrk) oraz położona najdalej od nas – Łysa Góra (cz. Lysá hora).
Około godziny 10:45 dotarliśmy do granicy lasu i osiągnęliśmy węzeł szlakowy Pod Stolovou. Również w tym miejscu zmieniał się kolor naszego szlaku z niebieskiego na żółty. Byliśmy dopiero na wysokości 595 m. n.p.m. więc do wierzchołka Knehynii zostało nam jeszcze blisko 700 metrów przewyższenia. 🙂
Pierwsze 300 metrów szlaku było bardzo komfortowe, ale tuż po przecięciu leśnej drogi zaczęła się już konkretna wspinaczka w kierunku rozstajów pod Małą Stołową. To było niecałe 1,5 km na którym wznieśliśmy się o ponad 300 metrów i osiągnęliśmy pułap 950 m n.p.m. Wyjścia tym wąwozem długo nie zapomnę, bo dało mi ostro w kość, ale tym samym wygodną i szeroką drogą dotarliśmy do węzła na 11:25 czyli w sumie dosyć szybko. Tuż pod skrzyżowaniem szlaków znajdował się przyjemnie wyglądający domek nazywający się Leopoldka. 🙂
Od rozstajów pod Małą Stołową do miejsca, w którym północne ramię Knehyni opada dosyć stomo na zielony szlak jest około 650 metrów. My tę drogę pokonaliśmy w około 10 minut. Po dojściu w tamto miejsce natrafiliśmy na płoty i miejsca zagrodzone przez powalone drzewa. Oczywiście były i stosowne tablice informujące o rezerwacie i zakazu wstępu.
Jednak kawałek za płotem znajdowała się chodzona i wygodna ścieżka prowadząca północnym ramieniem Knehyni na jej wierzchołek. Początkowo wiła się ona pośród drzew liściastych, które szczelnie przysłaniały jakiekolwiek widoki. Jednak po 10 minutach tej leśnej wspinaczki, drzewa zaczęły lekko ustępować trawie i zaczęły pojawiać się ciekawsze krajobrazy.
Na pewno było widać szczyty na których byliśmy w 2016 roku czyli Skalke i Ondřejník górujące nad Frydlantem nad Ostrawicą. Z drugiej strony dobrze widoczna była Łysa Góra. A najbliżej nas wspaniale prezentowały się z podejścia na Knehynie – Mała i Wielka Stołowa.
Tuż po godzinie 12 dotarliśmy do pierwszego z dwóch wierzchołków Knehynii, na którym był umiejscowiony krzyż na wysokim, kamiennym podeście. Pięć minut później osiągnęliśmy główny wierzchołek, ale nie było na nim żadnej tabliczki, ani żadnej charakterystycznej rzeczy. Był tylko mały kamienny słupek, który ledwo wystawał z ziemi.
W tym miejscu zrobiliśmy około pół godzinną przerwę. Poźniej gdy wyruszyliśmy w drogę zejściową, to spotkaliśmy dwóch turystów, którzy wychodzili na szczyt z innej strony. Okazało się, że to nasi rodacy i wyszło na to, że tylko Polacy łażą nielegalnie po czeskich rezerwatach. 🙂
O godzinie 12:45 zeszliśmy już do szlaku, który prowadził w stronę Diabelskiego Młyna (cz. Čertův mlýn). Wyszliśmy na niego akurat w takim miejscu, w którym było odbicie do Pomník’a Růženy Valentové, ale jakoś nie byliśmy skorzy do maszerowania w jego kierunku.
Około 500 metrów pozostało nam do wierzchołka Čertův mlýn’a – tym samym do wejścia na szlak czerwony, którym to mieliśmy dotrzeć do Pustevny’ego. Idąc tam mieliśmy jeszcze przejść przez Skałkę (cz. Skalka) – oddaloną o ok. 1 km i Tanecznice (cz. Tanečnice) – o 2 km. Pomiędzy tymi dwoma szczytami znajdowała się Przełęcz pod Tanecznicą (cz. Tanečnice – sedlo), przez którą przechodził zielony szlak – to właśnie nim mieliśmy zamiar schodzić w drodze powrotnej w kierunku Kunčic pod Ondřejníkem.
Wszystkie wspomniane wyżej miejsca były podpisane tabliczkami, więc dokładnie wiedzieliśmy gdzie w danej chwili jesteśmy. Na wierzchołku Tanecznicy było dużo kamiennych trolków, ale w stosunku do ich ilości na wierzchołku Krzesanicy w Tatrach to było ich niewiele. 🙂
Za dwadzieścia druga dotarliśmy do ścieżki w koronie drzew, która rozpięta była tuż powyżej przełęczy Pustevny. Tego typu atrakcje są ostatnio bardzo popularne głównie w Czechach i na Słowacji. Jak zauważyliśmy na górze było sporo ludzi, więc jak na razie to się ludziom jeszcze nie znudziło. Mnie to się tak średnio podoba, dużo bardziej wolę wieże widokowe. 🙂
Chwilę potem dotarliśmy do Przełęczy Pustevny, która jest rozciągnięta pomiędzy szczytami Tanecznicy i Radhoszcza (cz. Radhošť). Znajduje się na niej dużo zabudowań, w których znajdują się schroniska turystyczne, a także masa budek z pamiątkami i z jedzeniem – trochę to nam przypomniało polską Gubałówkę.
W okolicy było pełno ludzi, jednak większość z nich nie wyglądała na turystów górskich, a na spacerowiczów. Tuż przed zabudowaniami Pustevny’ego przed dojściem do centrum zabudowań skręciliśmy na bok, bo naszą uwagę przykuły bardzo ciekawe rzeźby wykonane z drewna. Był tam m.in. orzeł, wiewiórka, rak, motyl, wilk i lis. Moim skromnym zdaniem była to największa atrakcja na tej przełęczy. 🙂
Asia miała ochotę coś przekąsić, więc poszliśmy do jednej z budek, zamówiła i chciała zapłacić banknotem 200 koron. A tu Pan w okienku jej zaczął tłumaczyć, że ten banknot już jest nieużywany na terenie Republiki Czeskiej (rzekomo brakowało jakiegoś grubego paska). Dobrze, że mieliśmy ojro, bo byłoby nici z langosza i kofoli. 🙂
Około 20 minut odpoczywaliśmy na tej czeskiej Gubałówce, podczas których Asia zdążyła zjeść, a ja napić się zimnej kofolki. Następnie za pomocą zielonego szlaku się stamtąd oddaliśmy w kierunku Przełęczy pod Tanecznicą. Osiągnięcie jej zajęło nam około 20 minut, po tym czasie przecięliśmy nasz czerwony szlak (za pomocą którego się tutaj dostaliśmy) i przeszliśmy na północne zbocza Tanecznicy.
Teraz czekało nam ponad 2-kilometrowe wędrowanie po północnych zboczach Tanecznicy, Skałki i Diabelskiego Młyna. Zbocza tych dwóch ostatnich szczytów było poprzecinane większymi żlebami, którymi spływała woda tworząc ciekawe wodospady, np. Bystrý vodopád.
Po minięciu Bystrý’ego vodopád’u szybko zeszliśmy na wygodną drogę, którą wyszliśmy z zalesionej doliny. Teraz przed nami jawiło się ponad 3,5 kilometrowe zejście na parking. Było ono bardzo atrakcyjne widokowo, bo z drogi bardzo ładnie prezentowały się potężne masywy Wielkiej i Małej Stołowej. Po dojściu w pobliże stacji kolejowej wykorzystaliśmy tunel do przejścia na drugą stronę torów i o 16:15 dotarliśmy do parkingu.