Soszowskie Andrzejki
Pomysł wspólnego świętowania Andrzejek z Tomkiem i Anią wyszedł od Tomka. Na początku chciał się tylko rozeznać w temacie, ale nam się taka opcja bardzo spodobała. Potem trochę zastanawialiśmy się gdzie moglibyśmy się spotkać, w jakich górach, w którym schronisku, itd. Na początku w grę wchodziły jeszcze Tatry i Zbójnicka Chata w Dolinie Staroleśnej. Szybko jednak upadł ten pomysł, bo w Tatrach ostro sypnęło śniegiem. Potem były jeszcze pomysły z Beskidem Żywieckim, aż w końcu wybór padł na chyba najbardziej zaludniony Beskid Śląski. Tutaj też wahaliśmy się pomiędzy Przysłopem pod Baranią Górą, Stożkiem, a właśnie Soszowem. Wybraliśmy ten ostatni i to był bardzo dobry wybór.
Tomek z Anią przyjechali po nas do Bielska w piątek około 10 i po krótkich zakupach udaliśmy się do Wisły przez Przełęcz Salmopolską. Nie mieliśmy jasno sprecyzowanych planów, co do tego, którędy dostać się na Soszów. Jednak narodziły się one dosyć szybko wraz z przyjazdem autobusu do Istebnej. Wysiedliśmy na Przełęczy Kubalonka i stamtąd czerwonym szlakiem (GSB) mieliśmy się udać do celu naszej podróży. Była to chyba najdłuższa trasa, którą mogliśmy sobie wymyślić. Bowiem pierwotne plany były takie, by iść na Soszów niebieskim szlakiem przez Wisłę Jawornik lub zielonym z Wisły Głębiec przez Stożek.
Kubalonka przywitała nas niezłą mgłą. 🙂 Jednak im wyżej wychodziliśmy tym pogoda robiła się coraz lepsza. Jednym minusem był bardzo rozjeżdżony szlak przez maszyny leśne i ogromne błoto. Jednak były na nim również momenty nieco magiczne, jak słońce rozszczepiające się pomiędzy drzewami.
Gdy dotarliśmy w okolice szczytu Beskid słońce świeciło już pełną mocą. Również szlak był tutaj dużo bardziej przyjemny od tego na początku. Jedynie na co mogliśmy trochę sobie ponarzekać, był wiatr, który trochę nas za bardzo ochładzał. 🙂 Na szczęście mieliśmy pyszną wiśnióweczkę, której mały łyk napełniał nasze ciała ogniem. 😉
Dojście do Przełęczy Łączecko zajęło nam sporo czasu, ale właśnie tutaj nasz pierwszy cel – Stożek, był już na wyciągnięcie ręki. Jedynie co trzeba było to wybrać szlak, którym do niego dojdziemy. Wybór był pomiędzy, tym którym szliśmy (czerwonym), który to prowadził przez Kiczory do granicy państwa i wzdłuż niej na szczyt Stożka. Innym wyborem był szlak niebieski, który trawersował zbocza Kiczorów od północy. Ostatecznie pozostaliśmy przy naszym czerwonym, może bardziej wymagającym, ale za to z lepszymi widokami i ze słońcem. 🙂
Wyjście na Kiczory było, nie powiem, ciężkie. W końcu pokonanie ponad 200 metrów przewyższenia na tak krótkim odcinku dało się we znaki. Ale widoki w pełni to zrekompensowały, wszak Tatry było widać naprawdę dobrze. 🙂
Po zdobyciu Kiczorów już tylko kawałek dzielił nas od Stożka. Po drodze jeszcze minęliśmy znane skałki, przy którym cała masa turystów robi sobie zawsze zdjęcia. 🙂
W schronisku na Stożku ja z Asią piliśmy pyszne Latte, podczas gdy Ania z Tomkiem zajadała się prawdziwą zupą pomidorową. 🙂 Długo jednak tam nie odpoczywaliśmy, bo jeszcze mieliśmy kawałek drogi, a dzień powoli chylił się ku końcowi.
Po stromym zejściu ze szczytu czekał na nas jeszcze w miarę płaski Mały Stożek oraz wspinaczka na Cieślara, z którego roztacza się piękna panorama. Stamtąd już kawałek na Wielki Soszów, który przywitał nas egipskimi ciemnościami. 🙂
Do schroniska trafiliśmy jednak bez problemów i szybko zauważyliśmy, że jesteśmy jedynymi gośćmi. 🙂 Tym razem to my zjedliśmy porządny obiad w postaci zupy pomidorowej i pierogów ruskich (ja) i kluski na parzę (Asia). 🙂 Wszystko było pyszne, przyznała to również Ania, która jadła znów zupę pomidorową. Po obiadku ruszyliśmy do pokoju „pod Zadnim Groniem” i otworzyliśmy trunki. Idealnie nadawały się do eurobiznesu, w który to graliśmy nieprzerwanie od 18 do 23. Tomek podbił całą Europę i nas niemiłosiernie rozjechał. 🙂
Nazajutrz, do obudzeniu się, śniadaniu i ogarnięciu pokoju, opuściliśmy schronisko i skierowaliśmy się niebieskim szlakiem w stronę Wisły.
Tak jak poprzedniego dnia, trochę wystrzeliliśmy do przodu i zostaliśmy po jakiś 20 minutach zawróceni przez Tomka, który na swojej nowszej mapie, miał szlak zielony, który nieco mógł skrócić nasz powrót do Wisły. Jak się potem okazała musieliśmy sobie nieco pomóc i go opuścić w odpowiednim momencie, by faktycznie wyszedł z niego skrót.
Po zejściu do Wisły odwiedziliśmy jeszcze wystawę wszystkich trofeów Adama Małysza (Galeria Małysza), a następnie idąc wzdłuż rzeki Wisły dotarliśmy do samochodu. Bardzo spodobał nam się pomnik, który jest na poniższym zdjęciu – Pomnik Źródeł Wisły. 🙂
W drodze powrotnej zawitaliśmy jeszcze na skocznie im. Adama Małysza, na której dokładnie tydzień wcześniej rozgrywana była inauguracja sezonu 2017/18 w Pucharze Świata w skokach narciarskich. Ogólnie obiekt bardzo ciekawy, ale wiało mocniej niż poprzedniego dnia, więc trochę tam zmarzliśmy. 🙂
Ogrzaliśmy się za to przy gorącej herbacie z cytryną w pobliskiej karczmie, a potem nadszedł czas by wracać do domów.
To były bardzo udane Andrzejki, mam nadzieje, że jeszcze kiedyś to powtórzymy. 🙂
Widziałeś? https://www.facebook.com/planeta.gor/posts/2025388664383800
Nie, ale fajne, dzięki 🙂
Nie ma dzięki, bo to eksperyment. Facebook nie wysłał powiadomienia, że strona została oznaczona w poście? Dostałeś chociaż jednego więcej lajka? Większe zasięgi? Cokolwiek?
Aha to fajnie, ja lubię eksperymenty. 🙂