Bandera
Bandera od Starca (Crni krš)
Trzeci dzień naszego pobytu w Gusinje, rozpoczęliśmy tradycyjnie – od porannego śniadania, które tym razem nie było podane tak wcześnie, jak poprzedniego dnia – przed wyprawą na Kolaty. Z tego względu mogliśmy trochę dłużej pospać. 🙂
Następnie z pomocą naszego kierowcy Macieja dostaliśmy się na przełęcz – Prevoj Čakor. Aby się tam dostać musieliśmy przejechać autobusem koło Plavu i w miejscowości Murino skręcić na bardzo krętą górzystą drogę, którą wyjechaliśmy na przełęcz. Sama podróż zajęła nam około godziny (do przejechania było niecałe 40 km).
Przełęcz Čakor była bardzo trawiasta i znajdowało się na niej dużo wszelkich pomników. Było na niej dużo miejsca, więc nie było problemu z przeprowadzeniem rozgrzewki. Po niej ruszyliśmy ścieżką na południe w kierunku pobliskich wzniesień. Trasa, którą podążaliśmy była bardzo kolorowa i malownicza. Z każdej strony otaczały nas góry – z jednej strony te, po których już chodziliśmy, a z drugiej – góry należące do Kosowa.
Tak rozpoczęliśmy zdobywanie pierwszej górki, potem kolejnej i tak to leciało. Z każdej malował się wspaniały widok i nie chciało się nam ich opuszczać.
Po około godzinie marszu znaleźliśmy się na szczycie Djevojački krš (2050 m n.p.m.), z którego idealnie było widać wszystkie nasze zaplanowane cele – czyli Banderę, Starac i Mali Starac. Równie fantastycznie z tego miejsca prezentowało się Plavskie Jezioro i miasto Plav.
Musieliśmy z tej góry zejść około 130 metrów w pionie na przełęcz Prevoj Dio. Przełęcz ta bardzo przypominała tą poprzednią (Prevoj Čakor) z tą różnicą, że tutaj nie było prowadzącej przez nią drogi asfaltowej. Na niej dostałem smsa, w którym napisano: „Welcome to the Republic of Kosova” – więc można powiedzieć, że telefonicznie zaliczyliśmy kolejny bałkański kraj. 🙂
Z przełęczy zarówno Bandera, jak i Staracie wydawały się już bardzo blisko. Kawałek za nią natrafiliśmy na pasące się tuż przy szlaku kolorowe krowy. 🙂
Mniej więcej w tych okolicach trochę się pogubiliśmy i musieliśmy szukać na nowo drogi. Tuż za polaną z krowami po zagłębieniu się w lesie nasza droga zaczęła coraz bardziej skręcać na prawo w kierunku południowo-zachodniego ramienia Staraca. Przewodnikowi zaczęło się to wydawać podejrzane i zatrzymał grupę. Musieliśmy szukać jakiejś ścieżki na przełaj, która prowadziłaby bardziej na południe.
Gdy ta się znalazła ruszyliśmy żwawo w stronę Małego Staraca. Szybko przebiliśmy się przez dosyć wąski pas lasu i znaleźliśmy się bezpośrednio pod jego wierzchołkiem. Wiedzieliśmy o tym dlatego, iż już z oddali widzieliśmy kamienisty przedwierzchołek mniejszego ze Staraci.
Po około 20 minutach zdobyliśmy Małego Staraca, a o 12:40 wierzchołek Staraca (2352 m. npm). O widokach już nawet nie będę pisał, bo to nie ma sensu – i tak opis nie odda tego co się wtedy widziało, ani co się czuło. Mogę tylko nadmienić, że doskonale było widać nasz główny cel – Banderę, a także całą trasę, którą przebyliśmy od przełęczy Čakor.
Na Staracu mieliśmy krótką, 10-minutową przerwę, a potem po przejściu przełęczy czekała nas wspinaczka na Banderę. Szło się na nią wygodną, szeroką granią, ale różnica wysokości, którą trzeba było pokonać, była odczuwalna. Wychodzenie na tą górę odbywało się stopniowo tzn. były momenty o dużej stromiźmie, a były takie z lekkim wypłaszczeniem.
Około 20 minut potrzebowaliśmy, by się tam wygramolić. Mariusza nie trzeba było dwa razy prosić, by zrobił nam sesję z banerem. 🙂 W zamian sam męczył Asię o zdjęcia na tle różnych widoków. Jedno z miejsc, które wynalazł było naprawdę dobre – Asia i większość grupowiczów również z niego skorzystała.
Bandera (2426 m npm) ma cechy szczytu zwornikowego, ponieważ od wierzchołka odchodzą trzy granie na zachód, wschód i północ. Północna z turystycznego punktu widzenia jest niedostępna. Natomiast pozostałe już tak. Nasza grupa zdobywała szczyt granią zachodnią, a wschodnią prowadzi szlak w kierunku trójstyku – połączenia granic Czarnogóry, Albanii i Kosowa.
Położenie Bandery jest niemniej ciekawe, jak jej wygląd, ponieważ tworzy wraz ze Staracami wielką „podkowę”. Jej wnętrze stanowi wielki kocioł, w którym znajduję się małe jeziorko. Zbocza kotła są dosyć strome, głównie pokryte trawą, niewielkimi głazami i przerzedzoną roślinnością.
Przerwa na szczycie nie była długa, bo Adam zaplanował dłuższy postój na przełęczy pomiędzy Banderą, a Staracem. Podczas odpoczynku na siodle musiałem wcielić się w operatora kamery, bo nasz kolega Krzysiek chciał nagrać film dla swojego znajomego.
Droga powrotna wyglądała bardzo podobnie do tej wyjściowej do miejsca w którym znaleźliśmy się ponownie pod Małym Staracem. W tym momencie zaczęliśmy schodzić na południe. Podczas zniżania się były takie dwa miejsca, gdzie trzeba było trochę pokombinować, by dowiedzieć się gdzie znajduje się dalsza część ścieżki.
Wszystko poszło zgodnie z planem i po około pół godzinie nasza grupa znalazła się na trawiastej hali, którą bardzo dobrze było widać z obydwu Staraci. Dużą atrakcję fotograficzną sprawił nam koń, który się tam wypasał. Równie wspaniale widać było dwa szczyty – Hridski krš, Krš Bogićevica, na które mieliśmy się wybrać następnego dnia. Mały Starac i Starac również potężnie piętrzyły się z miejsca, w którym aktualnie byliśmy. Z tej strony były idealnie oświetlone przez popołudniowe słońce.
Kolejne minuty upłynęły na ciągłym obniżaniu się – musiało tak to wyglądać, ponieważ mieliśmy zejść do wsi Komaraca – tam miał na nas czekać autobus. Wkrótce minęliśmy niewielkie stado owiec, a krótko po tym doszliśmy do pewnego gospodarstwa. Tam pozwolono nam przejść przez ich teren (koło rozszczekanego psa) na łąkę, która zaprowadziła nas na wygodną drogę. Ona doprowadziła nas do miejsca gdzie czekał na nas kierowca Maciej. 🙂
Niestety, ale tą relacją muszę się pożegnać z całą Czarnogórą, bo następnego dnia przez problemy jelitowe, nie brałem udziału w ostatniej wycieczce na Hridski krš i Krš Bogićevice. Asia na szczęście była w pełni sił i pojechała na ten równie piękny fragment Gór Przeklętych co pozostałe i mam nadzieje, że się z nami podzieli swoimi przeżyciami. 🙂
Wracając jeszcze do samej Czarnogóry i gór, które odwiedzaliśmy. Ten kraj pomimo swojej niedużej wielkości jest bardzo malowniczy. Górskie zróżnicowanie terenu jest bardzo odczuwalne i czasami człowiek naprawdę nie może uwierzyć w to co widzi. Równie wielkim plusem jest bardzo mały ruch turystyczny, dzięki któremu każdy może poczuć się jakby sam obcował z naturą. Kolejną z zalet chodzenia po górach Czarnogóry jest fakt, że tam można chodzić gdzie się chce – nie ma żadnych zasad, nie ma filanców, którzy Cię ukażą za to że zachciało Ci się zdobyć jakąś górę, przez którą akurat nie prowadzi szlak. Oczywiście duży wpływ na tę ocenę ma pogoda, która nam trafiła się idealna – każdego dnia świeciło słońce, a z tego co czytałem to tam niekiedy potrafi konkretnie zagrzmieć.
Na koniec podziękowania dla PTTK Rzeszów za wspaniale zorganizowaną wycieczkę, na którą składał się komfortowy i bezpieczny dojazd – tutaj brawa dla naszego kierowcy Macieja.
Dla biura za bardzo dobre miejsca noclegowe i żywieniowe (Hotel Komovi, Hotel Rosi).
Na koniec podziękowania dla naszego przewodnika Adama – za skuteczne rozgrzewki, wspaniałe trasy górskie oraz za możliwość częściowego chodzenia własnymi ścieżkami. 🙂