Crna Glava

W środę 24 sierpnia ponownie udaliśmy się w pasmo górskie Bjelasica, tym razem by zdobyć jego najwyższy szczyt – Crna Glava (Czarną Głowę) mierzącą 2139 m n.p.m. Ta wycieczka zapowiadała się na jedną z krótszych wypraw podczas tego wyjazdu, dlatego około 8:30 dopiero wyjechaliśmy spod naszego kolaszyńskiego hotelu Chile.

Sama trasa może nie przedstawiała się na taką krótką, ale tego dnia mieliśmy wznieść się na wyżyny za pomocą wyciągu krzesełkowego. W zasadzie to były wielkie kanapy, bo tak naprawdę jechaliśmy kolejką, którą w sezonie narciarskim wyjeżdżają setki miłośników białego szaleństwa. Wszak byliśmy na terenie ośrodka narciarskiego Kolasin 1600, który wraz z pobliskim ośrodkiem Kolasin 1450 podbijają serca wielu entuzjastom sportów zimowych.


Tak więc o godzinie 9:15 (po 15-minutowej jeździe) byliśmy już na wysokości 2020 m n.p.m. Za bardzo więc się nie zmęczyliśmy, ale niestety od razu utonęliśmy w morzu mgieł, które szczelnie spowiło całą okolicę. Alek kazał nam sobie wyobrazić te piękne widoki, o których mówił, że je stąd widać. 🙂

Następnie przez prawie 2,5 km szliśmy szeroką drogą dojazdową do Zekova’ej Glava’y, na której mieszczą się jakieś super tajne budynki i nadajniki. Ogólnie nie można robić zdjęć, kamerować, latać dronami i wchodzić na ogrodzony teren chronionego kompleksu o czym informują stosowne tablice. Tajemnice Zekovej Glavy przy takiej pogodzie i tak by nie wyszły na jaw, bo nie było widać dosłownie niczego w promieniu 20 metrów. 🙂

10 minut później zdobyliśmy wierzchołek Zekovej Glavy oznaczony odpowiednią tabliczką, przy której większość grupy chciała sobie zrobić zdjęcie. Na szczycie mieliśmy krotki postój i to właśnie tam w głowach Asi i Grześka zrobił się pomysł by zejść na pobliskie jezioro. Oczywiście to był dopiero pierwszy etap ich pomysłu. Kolejnym było minięcie go od wschodu i uderzenie na Crną Glavę od południa. Alek nie był tym pomysłem zachwycony i nawet nam go solidnie odradzał, ale i tak poszliśmy – w końcu bardzo polubiliśmy nasze samotne trójkowe wycieczki. 🙂

1,2 kilometra zejścia zajęło nam niecałe 20 minut. Nad Pešića jezero – bo tak nazywało się jezioro nad którym się znaleźliśmy było dosyć rozległe, choć przy tej kiepskiej pogodzie ciężko było dokładnie dopatrzyć się jego prawdziwych rozmiarów.

Posiedzieliśmy nad nim około 20 minut i ruszyliśmy w stronę widocznych coraz lepiej niewielkich zabudowań. 10 minut później przeszliśmy koło Eko katun Kolijevka. Pogoda nadal się zbytnio nie poprawiała choć tu niżej była i tak lepsza niż tam na grani pomiędzy Zekovą Glavą, a Grną Glavą – nią właśnie w tym momencie wędrowała pozostała część grupy z Alkiem na czele.

Chwilę później przecięliśmy drogą prowadzącą do doliny (Katun Road), która po około 5,5 km dochodzi to głównej drogi łączącej Kolasin i Berane. Tym samym znaleźliśmy się na południowym zboczu Crnej Glavy w zasadzie na wprost jej wierzchołka. Tyle, że nasz szlak prowadził nas bardziej na wschód w stronę szczytu Rogavac.

Szliśmy więc bardzo wygodnym trawersem Crnej Glavy i Rogavaca. Po około 1,5 km (od przecięcia drogi) dogoniliśmy dwa stada owiec, które również kroczyły naszymi ścieżkami. Jednak w tym mniej więcej miejscu wg naszych (Asi i Grześka) lokalizatorów mieliśmy odbić w górę grzbietu.

Co ciekawe nie było tam za bardzo ścieżki, która wg map miała tam występować, ale wychodziliśmy wygodnym żlebem wyścielonym świeżą trawką, która nie była śliska. 27 minut później zdobyliśmy lekko skalisty szczyt Rogavaca. Oczywiście ciągle nic nie było widać, a zapewne z tego miejsca rozciągają się przepiękne widoki.


Na tej górze odpoczywaliśmy przez 15 minut po cichu licząc, że być może chmury się rozstąpią i wyjdzie piękne niebo. Ale nic z tych rzeczy nie nastąpiło, chociaż przyznam szczerze, że podchodząc pod najwyższy szczyt Bjelasicy w pewnym momencie pokazała się nasza katunowa droga i Pešića jezero.

Na szczyt szliśmy lewą stroną grani, pomimo iż wg mapy.cz szlak prowadził po jej drugiej stronie. Jednak od północnej strony grzbiet był mocno porośnięty kosodrzewiną, w którą nie chcialiśmy się za bardzo zapuszczać. Po lewej też było trochę obchodzenia kosodrzewin, skałek i innych chaszczy, ale ogólnie nie szło się tędy źle.

O godzinie 12:27 zdobyliśmy Crną Glavę. Niestety nie zdążyliśmy się tutaj spotkać z resztą grupy, bo ta miała bliższą i mniej wspinaczkową drogę do pokonania. Ale i tak nie żałowaliśmy naszej decyzji o wychodzeniu na szczyt od południa i wschodu. Na górze znajdowała się podobna czerwona skrzyneczka, jak na Kom Ljevoreckim i tak jak tam również wpisaliśmy się do zeszytu.


Po około 10 minutach ruszyliśmy w dalszą drogę, mając za zadanie dogonienie grupy Alka. Najpierw czekało nas ciekawe zejście z kopuły szczytowej, bo ta od zachodu, była otoczona dosyć stromymi skałami. Ogólnie zachodnie okolice Crnej Glavy obfitują w ciekawe terenowe formacje – kawałek dalej szliśmy przez równą łąkę, która otoczona była stromymi urwiskami. Pośród nich bardzo ładnie wkomponowane było jezioro, nad którym byliśmy 2,5 godziny temu.

Wkrótce dotarliśmy do górskiej polnej drogi, która doprowadziła nas do właściwego szlaku dzięki któremu mieliśmy dostać się ponownie w rejon Troglavy. Kawałek dalej gdy przeszliśmy kolejne skrzyżowanie szlaków (odbicie na Pešića jezero) to otworzył się piękny widok na Zekovą Glavę – tak teraz już ją było widać, bo wreszcie zrobiła się pogoda i zaczęło świecić słońce.

Z racji, że praktycznie cała nasza droga w stronę Troglavy była bardzo dobrze widoczna to zastanawialiśmy się gdzie jest nasza główna grupa. Jakoś nie mogliśmy sobie tego wyobrazić, by już pokonała całą widoczną drogę, która liczyła ok. 4,5 km.

Znaleźliśmy się około godziny 14 – okazało się, że na drodze był ostry zakręt, który doskonale zakamuflował dużą grupę turystów. Była tam też przyjemna zadaszona wiatka turystyczna oraz źródło Biogradskiej Rzeki. Alek ucieszył się kiedy nas zobaczył, bo podobno zaczął się już trochę o nas martwić. 🙂 Kiedy my tam dotarliśmy, oni akurat kończyli postój więc znów cała okolica była tylko nasza. 🙂

Około 10 minut później znów byliśmy w drodze i znów goniliśmy grupę Alka. W końcu zrobiła się piękna pogoda i od razu krajobrazy się zakolorowały. Po około 20 minutach marszu dotarliśmy do samochodu zaparkowanego przy drodze. Kawałek dalej stało kolejne auto, a obok niego wypełniony po brzegi worek borówek. Ludzie zbierający te pyszne owoce byli rozstawienia po całych zboczach – jakby mieli swoje własne rewiry.




Idąc w stronę wyciągu mieliśmy jeszcze jeden cel do zrealizowania – Troglave. Wyciąg nie wywoził nas na wierzchołek tej góry, a wysiadaliśmy z niego ok. 100 metrów poniżej szczytu. Teraz przy tej pogodzie chcieliśmy wdrapać się na niego koniecznie, gdyż widoki z niego mogły być zacne.



15 minut szybkiego wychodzenia, ok. 130 metrów różnicy wysokości, serce chcące wyskoczyć z piersi, ale warto było… bo widoki z tego miejsca było najlepsze z całej wycieczki. Niech żałuje reszta grupy, że nie chciała zdobyć tej górki… Crna Glava, Rogavac i Zekova Glava na wyciągnięcie ręki – istna uczta dla fotografa. 🙂


Schodząc musieliśmy trochę uważać na uskok, ale Alek nas odpowiednio pokierował. O godzinie 15:30 byliśmy już na dole pod autokarem. Pomimo iż trochę nie wstrzeliliśmy się z pogodą na początku wycieczki, to jednak końcówka była wyśmienita i wreszcie przy pięknej pogodzie mogliśmy pooglądać bezkres gór Bjelasicy. 🙂
